Szanty24.pl - W nowy świat w rytmie szant
Kto z nas nie nucił nigdy pod nosem (lub też całkiem głośno) słów: „Marco Polo w królewskich liniach był, Marco Polo tysiące przebył mil”? A czy wiecie, że „Marco Polo” istniał naprawdę i zasłynął nie tyle liczbą przebytych mil, ile prędkością, z jaką je pokonywał? Dziś chcę przybliżyć Wam historię jednego z najsławniejszych kliprów z czasów wielkich żaglowców.
Spójrzmy na mapę świata. Od południa mamy biegun południowy i okoliczny ląd wiecznie skuty lodem. To najpóźniej odkryty kontynent – Antarktyda. Nie ma stałych mieszkańców, wielu zabudowań. Jest tylko parę polarnych stacji badawczych. Oblewają ją południowe wody trzech wielkich oceanów. Tzn. można już powiedzieć że oblewały, bo od XXI w. mamy już czwarty ocean.
Jednym z najpopularniejszych utworów Gordona Lightfoota, a także jedną z najbardziej znanych piosenek poświęconych morskim katastrofom jest „Wreck of the Edmund Fitzgerald”. Nie każdy jednak wie, że równo dziesięć lat wcześniej kanadyjski bard zainspirował się tragiczną historią innego statku. Powstała wtedy jego pierwsza piosenka o tej tematyce – „Ballad of Yarmouth Castle”.
Stede Bonnet – szanowany plantator, który porzucił wszystko i został piratem, bo miał taką fantazję. Trudno powiedzieć, co pchnęło go na morze: znudzenie codziennością i marzenie o przygodach, kryzys wieku średniego, a może choroba psychiczna. Jedno jest jednak pewne. Bonnet był jednym z najgorszych piratów w historii Karaibów – a mimo to jego historia wciąż fascynuje.
Royal National Lifeboat Institution to jedna z najstarszych i największych organizacji ratownictwa wodnego na świecie, finansowana z datków społecznych. Od jej założenia w 1824 r. załogi łodzi ratunkowych z flagą RNLI wyrwały z rąk morskiego żywiołu ponad 140 tysięcy istnień. Życie oddało ponad 600 ratowników. Czasem całe załogi – jak w przypadku „Solomona Browne'a”.
W latach 70 ub. w. w nieistniejącym już „Wieczorze Wybrzeża” Siurawa miał swoją rubrykę, w której publikował opowieści o szantach, kliprach, morskim ceremoniale. Dołączał do nich teksty i nuty szant. Dzięki pasjonatom do redakcji portalu Szanty24 trafiły niedawno skany tamtych stron. Będziemy Wam je tu przypominać. Dziś pora na pracę przy kabestanie w rytm „Shenandoah”.
Rok 2021 obfitował w wydarzenia ciekawe i ważne dla polskiej sceny tradycyjnego folku morskiego i współczesnej piosenki żeglarskiej. Za nami parę jubileuszy, pojawiło się także kilka nowych wydawnictw. Niestety pożegnaliśmy też parę osób, w tym legendę – Jerzego Porębskiego. Przed Wami krótki przegląd najważniejszych naszym zdaniem wydarzeń minionego roku.
W swojej książce „Shanties from the Seven Seas” Stan Hugill wymienia kilku ludzi, od których poznał tę czy inną szantę. Wśród tych nazwisk wyróżnia się szczególnie jeden człowiek. Kim był ten nauczyciel, prawdopodobnie odpowiedzialny za znaczną część repertuaru Stana Hugilla? Osoba, o której mowa, to Harding, the Barbadian Barbarian.
Wraca możliwość organizowania wydarzeń kulturalnych i powoli szykujemy się już na koncerty na żywo, może nawet te odkładane od dawna. Jednocześnie pojawia się pytanie – co z wydarzeniami online? Czy znikną wraz z pandemicznymi obostrzeniami? Może jeszcze nie teraz, ale kiedy już całkiem wyjdziemy na prostą? A może wpiszą się w nasz muzyczny krajobraz już na stałe?
„Soon May the Wellerman Come” cieszy się ostatnio ogromną popularnością, do której przyczynił się m.in. Nathan Evans i jego słynne już wykonanie na TikToku. Jednak ta piosenka nie pojawia się w żadnej z najważniejszych książek o szantach – dlaczego? Z oczywistego powodu: nie ma ona nic wspólnego z szantami. Jest to, być może ku zaskoczeniu wielu, pieśń wielorybnicza.
W latach 70 ub.w. w nieistniejącym już „Wieczorze Wybrzeża” miałem swoją rubrykę, w której publikowałem opowieści o szantach, kliprach, morskim ceremoniale. Dołączałem do nich teksty i nuty szant. Dzięki pasjonatom do redakcji portalu Szanty24 trafiły niedawno skany tamtych stron. Będziemy Wam je tu przypominać. Dziś utwór „24 lutego”, znany też jako „Bijatyka”.
Miesiąc temu 26-letni szkocki listonosz Nathan Evans wrzucił na TikToka filmik, w którym śpiewa fragment „Wellermana”. Nagranie w błyskawicznym tempie podłapali inni użytkownicy aplikacji, dzięki funkcji duetu dogrywając do wykonania Evansa swoje własne. Wystarczyło kilka dni, by internet ogarnął prawdziwy szantowy szał. Czy moda dotrze do Polski i czy coś z niej wyniknie?
Gdzie spoczywa wrak „Edmunda Fitzgeralda”, o którym śpiewa Gordon Lightfoot? Ile prawdy jest w historii kapitana „Nightingale” z utworu Stana Rogersa? I co wspólnego ma Halifax z Bejrutem? Na te pytania odpowiem w tym, drugim już, artykule o katastrofach morskich, które wciąż żyją w piosenkach znanych na całym świecie. Za motyw przewodni posłuży nam dziś Kanada.
Pod koniec ery wielkich żagli, kiedy ostatnie windjammery, klipry oraz packety zakończyły swój żywot, również szanta zaczęła odchodzić w zapomnienie, powoli pokrywały ją kurz i pajęcze sieci. „Wtedy nadszedł czas mocnych basów i głębokich barytonów, w idealnie zawiązanych kokardach bądź muchach, krochmalonych koszulach, którzy z orkiestrą symfoniczną, starali się je reanimować”.
Piosenki folkowe – w tym żeglarskie – często przechowują historie ludzi i wydarzeń, które inaczej byłyby pamiętane tylko przez nielicznych. Czasem jednak nawet dobrze znając tekst, nie wiemy, jaka historia się za nim kryje. W niniejszym artykule przyjrzymy się katastrofom morskim, które żyją w pamięci ludzi na całym świecie dzięki pieśniom, które dały im nieśmiertelność.
Do każdej szanty, którą próbuję odtworzyć, staram się odnaleźć oryginalne nagrania Stana Hugilla, ostatniego szantymena, badacza i propagatora szant i kultury morza. Dzięki temu poznaję wykonawców i instytucje, które dzielą się ze mną nagraniami i wiedzą, za co będę im dozgonnie wdzięczny. Oto moja opowieść o przygodzie z szantami, tradycyjnymi pieśniami pracy.
W latach 70 ub.w., w nieistniejącym już Wieczorze Wybrzeża miałem swoją rubrykę, w której publikowałem swoje opowieści o szantach, kliprach, morskim ceremoniale. Dołączałem do nich teksty i nuty szant. Dzięki dwóm pasjonatom do redakcji Szanty24 trafiły niedawno skany tamtych stron. Będziemy Wam je tu przypominać. Na start „Szantowa geografia” i „Płyńmy tam, gdzie Kuba”.
Po 40 latach działalności, wielce wymowną klepsydrą na Facebooku organizatorzy ogłosili, iż Festiwal Piosenki Żeglarskiej „Kopyść” odszedł z tego padołu. Powody niemożności zorganizowania w tym roku w Białymstoku jednego z ciekawszych na naszej scenie festiwalu – sygnalizowane od lat – to brak wystarczających funduszy. Świat nie sprzyja pasjonatom.
Znów w sieci, przy okazji pewnej dyskusji, wychynęła mi nagle okładka jednej z kilku płyt analogowych, prawie niedostępnych już, bo wydanych w Polsce w zamierzchłych czasach ubiegłowiecznej „szantowej rewolucji”, na których znalazły się zarówno dawne pieśni morza, w tym szanty, jak i współczesne piosenki żeglarskie. Mowa tu o winylu Mechaników Shanty, pt… „Mechanicy Shanty”.
Kilka godzin temu opowiadałem mojemu kardiologowi, że do dziś na polskiej scenie muzyki żeglarskiej pozostało jeszcze czterech chłopaków z gromadki żeglarzy, którzy ponad czterdzieści lat temu przeszli z desek pokładów, na deski prawdziwej sceny i stanęli przed mikrofonem, by dla odmiany śpiewać – innym, chwilowo siedzącym – kolegom, „przez głośniki”. Teraz już wiem, że... kłamałem!
„Gdy dostajesz kolejną szansę, zmienia ci się perspektywa na życie i zmiany w nim zachodzące. Bądź uprzejmy, bądź dobry, złość to marnowanie czasu, większość z najlepszych rzeczy w życiu jest dostępna za darmo“ - mawiał. I takiego właśnie Johnny’ego będę pamiętał ja i wszyscy, którzy go spotkali, serdecznego, dobrego, otwartego i zawsze szeroko uśmiechniętego.
Ostatnio, jeden z aktywnych niegdyś fanów „muzyki żeglarzy”, powróciwszy z wojaży zagranicznych, zapytał mnie czy rzeczywiście na scenie „szantowej” panuje flauta, czy jemu się tylko tak wydaje. Gdy zapytałem o konkrety, usłyszałem, że festiwale jakieś biedne, bez przerwy te same zespoły na nich grają, płyt praktycznie się nie wydaje, a konkursy to już tylko cień dawnych dni chwały.
Kochał Mazury, zwłaszcza Sztynort. Dla nich porzucił pracę w wielkim mieście. Kochał też muzykę, tworzył piosenki, które przeszły już do kanonu polskiej sceny żeglarskiej. Opowiadał w nich o tym, co widział i słyszał na Mazurach. Raz były to historie zabawne, raz smutne, raz w nich chwalił, często jednak ganił żeglujących i ich przywary. Mija właśnie trzecia rocznica śmierci „Lucjusza”.
Siedem lat temu, dziesiątego stycznia, świat szantowy obiegła wiadomość o jego nagłej śmierci. Nikt nie mógł w to uwierzyć. Dwa dni wcześniej grał dla WOŚP w gdyńskim Contrast Cafe, rozmawiał, śpiewał. Jak zawsze wszędzie go było pełno. Kochał muzykę i nie bał się eksperymentów. Był dobrym człowiekiem i sprawdzonym przyjacielem. Dziś miałby 48 lat.
Dla wielu młodych ludzi folk morski to pojęcie mało znane a szanty kojarzą często z każdą piosenką o pływaniu, piciu i imprezie w tawernie lub nie daj Neptunie, z płytą Spiętego. A folk morski (maritime folk) to określony nurt muzyki tradycyjnej, mający swoją historię, mający swoje korzenie. W cyklu artykułów będziemy się starali przybliżyć je młodszym, przypomnieć starszym.
O tym, że na Mazurach śpiewa się piosenki żeglarskie wiemy nie od dziś, jednak pieśni z Krainy Wielkich Jezior zza oceanu, to dla wielu miłośników folku wciąż terra incognita. Zdarzały się już w Polsce koncerty zespołów, które mają w swoim repertuarze utwory pochodzące z tego regionu. Jednak bezpośrednią inspiracją do tego tekstu stała się najnowsza płyta Russa Franzena.
O świcie, 28 listopada 1627 roku, flota polska złożona z 10 okrętów wypłynęła na spotkanie 6 okrętów szwedzkich, blokujących port gdański. Doszło do starcia znanego jako Bitwa pod Oliwą. Była to pierwsza duża bitwa regularnej floty Rzeczpospolitej, aczkolwiek nie pierwsza potyczka w konflikcie polsko-szwedzkim na morzu.
Francis Drake urodził się w protestanckiej rodzinie, w Tavistock w hrabstwie Devon, w południowo-zachodniej Anglii. Data urodzin nie jest dokładnie ustalona, ale nastąpiło to w przedziale lat 1540-1545. Gdy miał ok. 9 lat zasiadająca na tronie angielskim królowa Maria przywracała w kraju katolicyzm.