"The Chór" will rise with the moon...

O płycie „Break Yer Bones” Męskiego Chóru Szantowego „Zawisza Czarny”
Recenzje Magdalena Borucka 7 kwietnia 2020
Zaproszenie Chór Zawisza Fot. Kamil Piotr Piotrowski
Minęło już ponad dwanaście miesięcy od pamiętnego koncertu Męskiego Chóru Szantowego „Zawisza Czarny”, który odbył się w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku, a który celebrował siódme urodziny chóru i wydanie trzeciej zespołowej płyty „Break Yer Bones”. Rok później znów spotkaliśmy się w ECS na kolejnych urodzinach „The Chóru” – tacy sami, ale już niestety nie w komplecie.

 

Choć dziś muzykę przede wszystkim publikuje się w internecie, i to e-rozwiązanie to ewidentny plus, traci jednak ten, kto nie ma okazji wziąć do ręki fizycznej płyty, choćby ze względu na książeczkę, która po raz pierwszy tak szczegółowo przedstawia członków Męskiego Chóru Szantowego „Zawisza Czarny”, z dokładnym rozróżnieniem na głosy. Już nie będzie kuluarowych pytań, kto jest barytonem drugim, a kto tenorem czy basem. Wnętrze książeczki wypełniają radosne zdjęcia Chóru w stylizacjach „Zawiszów”, rodem z pokładów dawnych żaglowców, dobrze nam znanych już z tawernianych koncertów grupy. Choć wśród roześmianych obliczy kilku mi brakuje, są tu też całkiem nowi członkowie, wliczając naszego śląskiego (bo pochodzącego z Mikołowa!) Andrzeja Apollo, którego losy zaprowadziły niegdyś na wybrzeże, a który jest dziś chlubą, ozdobą i najstarszym członkiem Chóru.

Okładka „Break Yer Bones” to dopiero preludium do tego, co czeka nas po odpaleniu płyty – z trzech dotychczasowych dla mnie najbardziej przestrzennej, wręcz „trójwymiarowej”, sprawiającej wrażenie słuchania chóru na żywo, siedząc w absolutnej ciszy tuż naprzeciwko tej trójmiejskiej gromady. Słyszymy tu entuzjazm, naturalność chłopaków, a jednocześnie dostrzegamy rozwój podopiecznych Ojca Dyrektora Jacka Jakubowskiego, którego nauki nie poszły w las – chórzyści pamiętają, że, jak lubią sobie przypominać, „l w sol jest nieme” i to nie tylko dosłownie.

Znając nowe propozycje Chóru już z koncertów zaskakuje mnie ich kolejność na płycie. Oto wita nas gromkie „Chłopcy ahoj”, od pierwszych dźwięków rozwijające się z jednego w cały wachlarz występujących w chórze głosów. Płyta łączy w sobie wykonania a'capella z tymi z akompaniamentem coraz bogatszego chórowego instrumentarium i prowadzi nas przez atmosferę tajemniczości i niepokoju (tytułowe „Break Yer Bones”)

do krotochwili, zabawy i beztroski („Liverpool Judies” czy kończącą płytę pieśń „Rosie, o!” z istnie tawernianą atmosferą w tle). Nie brakuje jednak – jak to na morzu – tematyki morskich tragedii i wzruszeń. „Ostatni wieloryb” skłania nie tylko do rozmyślań o kresie życia tych olbrzymów. Patos, dostojność, rzewne dźwięki poruszają do głębi. W tym prawdziwym rollercoasterze nastrojów jednak to „Giant” i „Dreadnought” skłaniają mnie do natychmiastowego replaya – okazuje się, że równie świetnie brzmią na płycie, co w wersji koncertowej.

Pierwszy ze wspomnianych wyjątkowo mocno łączy w sobie wszystko, co wspomniane powyżej – trudno nie zachwycić się zawiszową interpretacją kompozycji Stana Rogersa, w której napięcie rośnie, tajemnica otacza każdy dźwięk, a wtórujący Krzyśkowi Jurkiewiczowi chór po prostu miażdży mocą swego brzmienia. Aż dziwne, że to nie ten utwór stanowi kanwę, na której utkano płytę.

Na „Break Yer Bones” słyszymy utwory dobrze znane, jak i te zupełnie nowe, odnalezione przez członków chóru w czeluściach archiwów muzyki morza. Jest tu „High Barbaree” ze słowami Jerzego Rogackiego (którego także ze smutkiem pożegnaliśmy w minionym roku). Warto wspomnieć o świetnych polskich tłumaczeniach chórzysty Wojtka Szafrańskiego („Liverpool Judies”, „Walk Me Along, Johny” i wspomnianego już „Dreadnought”), a także nowym na płycie, ale nie w chórze głosie Arka Panasiuka, którego słyszymy tu aż dwukrotnie w roli szantymena („Okrętnicy” i „Rio Grande”).

Nad ostatecznym kształtem tego, jak i poprzednich dwóch krążków grupy czuwał Igor Budaj, a nagrań dokonano w Radiu Gdańsk i Polskiej Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku.

To zdecydowanie moja ulubiona zawiszowa płyta na każdy dzień – ten na tuż po koncercie, kiedy nagle brakuje mocy dziesiątek gardeł, ale i codzienną szarugę, gdy trzeba odrobiny „powera” w życiu albo wręcz przeciwnie – chwili zadumy. Jedno jest pewne. Druidzi zdecydowanie czuwali nad „Break Yer Bones”, bo „Zawisze” płyną z wiatrem i nie mają zamiaru refować żagli.

So crash the glass down – za Męski Chór Szantowy Zawisza Czarny”!

 

PS

Po pamiętnej premierze płyty zostały wspomnienia, dźwięki, z którymi rozjechaliśmy się w różne zakątki kraju i świata. Kilka tygodni później odprowadziliśmy na wieczną wachtę już drugiego z członków chóru, Rysia Wąsowicza. To jego charakterystyczna czerwona czapeczka wraz z jasnym kapelusikiem Staszka Wawrykiewicza (pożegnanego w 2018 roku) podczas tegorocznego koncertu urodzinowego przypominały nam o nich na scenie.

„Zawisze” wybornie stopniują napięcie i są dosłownie na wyciągnięcie ręki. Nie tylko na bieżąco mogliśmy ich podglądać podczas nagrywania „Break Yer Bones” w studio. Wszystkie trzy płyty zespołu dostępne są w serwisie Spotify, co nie jest jeszcze częstą praktyką wśród wykonawców tego gatunku muzyki w Polsce. Jako że „The Chór” szturmem wdarł się w social media, od dwóch tygodni możemy obserwować ich brawurową odsłonę akcji #zostańwdomu. Członkowie odbywają próby w pojedynkę, czego dowodem są rozśpiewane filmiki prezentujące ich solowe popisy.

Komentarze

dodaj własny komentarz
Jeszcze nie skomentowano tego artykułu.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter szantowy
Bądź na bieżąco, zapisz się na powiadomienia o nowych artykułach: