W grupie siła

„Leave Her, Johnny” w wykonaniu The Longest Johns i kilkuset fanów
Wieści Katarzyna Marcinkowska 15 stycznia 2021
Leave Her, Johnny - The Longest Johns Fot. The Longest Johns (YouTube)
Szantymen potrzebuje chóru – wiemy to doskonale. Ba, większość z nas odgrywała zapewne rolę „załogi” na niejednym szantowym koncercie. Ale skąd wziąć chór, kiedy nasza codzienność polega od pewnego czasu na unikaniu innych ludzi, a już zwłaszcza dużych zgromadzeń? Muzycy z The Longest Johns znaleźli na to sposób – zaprosili swoją publiczność do współpracy wirtualnej!

The Longest Johns nie dają się pandemii – regularnie grają wirtualne koncerty na YouTubie, nagrywają teledyski i inne, bardzo różnorodne filmiki, a ostatnio włączyli się też w zyskujący ogromną popularność na TikToku trend #shantytok. Już od pewnego czasu nosili się także z zamiarem stworzenia klipu z udziałem fanów. I właśnie się udało!

Ogłoszony wiosną ubiegłego (2020) roku plan był prosty. Muzycy z Bristolu zaprosili przyjaciół i fanów do nagrania własnych wykonań „Leave Her, Johnny” – szanty fałowej i pompowej śpiewanej tradycyjnie na koniec rejsu. Z nadesłanych materiałów planowali zmontować wideo, w którym razem z fanami stworzą wielki chór-załogę, wspierając JD występującego w roli szantymena. Jak sami przyznają, zakładali, że otrzymają około setki filmików, jednak ostateczny efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania – liczba nadesłanych nagrań sięgnęła 500! Zmontowanie tego wszystkiego musiało więc potrwać i klip ujrzał światło dzienne dopiero niedawno, 30 grudnia 2020 r.

W projekcie udział wzięli ludzie z całego świata, zarówno profesjonaliści, jak i amatorzy. Fani międzynarodowej sceny szantowej zobaczą tu parę znanych twarzy, jak choćby muzyków z hiszpańskiego zespołu El Pony Pisador (ciekawostka: nazwa grupy nie ma nic wspólnego z morzem – oznacza „Rozbrykanego Kucyka”, czyli gospodę z „Władcy pierścieni”). Bywalcy krakowskich Shanties z pewnością rozpoznają też członków amerykańskiej formacji Bounding Main (wystąpili podczas ostatniej edycji festiwalu). Prócz wokali w nagraniu pojawił się język migowy (w kilku wariantach), a obok ludzi – niektórych fantastycznie przebranych – uważni wypatrzą też kota oraz psa. Ale przede wszystkim daje się tu zauważyć niesamowita energia i radość ze wspólnego śpiewania. Zresztą – sami zobaczcie:

Jest moc, nieprawdaż?!

Oczywiście trzeba zauważyć, że The Longest Johns nie byli pierwszymi, którzy w czasie pandemii postawili na internet, tworząc fantastyczne nagrania zespołowe. Spośród licznych przykładów warto przywołać choćby świetne międzynarodowe Viral Sessions (folk irlandzki), o których pisał nasz bratni portal Folk24.pl (tutaj: Druga odsłona Viral Sessions), gdzie wśród ponad setki uczestników wystąpiło także kilkoro przedstawicieli naszej sceny żeglarskiej, jak Dominika Płonka (Sąsiedzi) czy Jolanta „Skrzypaczka” Gacka (oJ taM, Trzecia Miłość).

Męski Chór Szantowy „Zawisza Czarny” uraczył nas w czasie tej pandemii bardzo fajną wersją „Barrett’s Privateers” Stana Rogersa, a muzycy zebrani w facebookowej grupie „Szanty i inne pieśni mokre”, przybrawszy pomysłową nazwę „Niewolnicy Anny Kwarant”, nagrali niezwykle sympatyczny cover „Starego brygu” Krzysztofa Klenczona.

Przykładów znajdzie się z pewnością więcej, jednak moim zdaniem projekt The Longest Johns zasługuje na naszą szczególną uwagę – z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że mamy tu szantę klasyczną, a więc utwór niemalże stworzony do wykonań grupowych, a po raz pierwszy chyba wykonany – przynajmniej na taką skalę – z użyciem internetu. Po drugie, właśnie ze względu na imponującą liczbę uczestników, a po trzecie – przez aspekt wspólnotowy. Wszak razem wystąpili tu zawodowi muzycy oraz ich publiczność. Swoje nagranie mógł przysłać dosłownie każdy – projekt był reklamowany na Facebooku zespołu (ponad 7,5 tysiąca obserwatorów), a w filmiku wprowadzającym JD zapewniał, że nieważne, jak dobrym śpiewakiem jesteś, ważne tylko, byś dołożył swój głos do chóru. Liczba osób, które odpowiedziały na wezwanie, oraz entuzjastyczny odzew widzów (pół miliona odsłon w dwa tygodnie!) stanowią chyba największy dowód, że była to fajna i potrzebna inicjatywa. Z pewnością wymagająca ogromnej pracy, ale efekty pokazują, że było warto!

Komentarze

dodaj własny komentarz
Jeszcze nie skomentowano tego artykułu.

Jesteś tutaj:

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter szantowy
Bądź na bieżąco, zapisz się na powiadomienia o nowych artykułach: