Jak chopy zaśpiewali

Perły i Łotry w MCK
Relacje Kamil Piotr Piotrowski 3 lipca 2013
Perły i Łotry Fot. Kamil Piotrowski

Nowy czas Pereł właśnie się rozpoczął. Na to wydarzenie czekało z pewnością wielu. Niewielu było jednak dane wziąć w nim udział. Koncert prezentujący nowy skład tyskiej grupy Perły i Łotry, który odbył się w miniony piątek, w tyskim Miejskim Centrum Kultury, śledziło ponad 50 widzów. Wśród nich przyjaciele, wierni fani, członkowie paru innych grup. Było kameralnie i... klasycznie.

Panowie, już w szóstkę, zaczęli od szant, od tych dawno nie słyszanych pieśni pracy (wielu w ich wykonaniu już nie pamiętałem). Jak stwierdził „Doktor” (Michał Gramatyka), który oczywiście koncert prowadził, „teraz możemy już śpiewać wszystko”. No to zaśpiewali. Były songi z czasów Pereł i Łotrów Shanghaju, Pereł i Łotrów, Pereł, Łotrów i nawet tych Prawdziwych też. Prowadzili Michał Gramatyka, Włodek „Trzeci” Dębski i Michał „Mroza” Mrozik. Początkowo napisałem, że większość szant prowadził Doktor, ale po przestudiowaniu nadesłanej playlisty okazało się, że nie. Jak to człowiek może się pomylić, odnieść błędne wrażenie. Wszyscy trzej szantymeni zaśpiewali tyle samo utworów. Mieliśmy więc idealny obraz tego, jak zespół wypada „bez wyraźnego lidera”. Do tego tercetu głosów dołączył jeszcze w drugiej części Wojtek Harmansa z dwoma „swoimi” piosenkami. Więcej niż połowa koncertu to były jednak pieśni a cappella, szanty. Bosko!

Wiele osób na sali z pewnością nie mogło oprzeć się porównywaniu Mrozy i Trzeciego do Adasia. Wiadomo było od początku, że różnice będą - pytanie brzmiało, czy jesteśmy je w stanie zaakceptować, czy nowe brzmienie znanych nam szant i piosenek się spodoba. Adasiowej wersji „Mgły” nikt nie podrobi, ale przecież nie o to chodzi, by powielać stare, tylko by budować nowe.

Zarówno Włodek jak i Michał (czwarty o tym imieniu w zespole!) dawno intensywnie nie śpiewali, i to było słychać. Mają też już inne barwy głosów niż kiedyś (cóż, lata lecą). Ale, o ile w piosenkach, balladach czy wreszcie gospelu Adam sprawdzał się świetnie, o tyle dla mnie, w szantach nowi członkowie wypadają (mimo, że to dopiero pierwsze podejście) lepiej, prawdziwiej. Może przez ten brak wyćwiczenia właśnie?

Włodek prowadził „swoje szanty” surowo, z dużą energią, interpretując je nawet grą aktorską. Wczuwał się w rolę szantymena i był nim. Był klimat, zadzior, był… chłop no! Miał co prawda kilka „romantycznych momentów” (ruszał czasem z pewną dozą niepewności), ale „Rwij ją do góry ajo!” (czyli „Cheely Man”) pociągnął tak, że ho, ho.

Głos Mrozy też jeszcze „zastany”, nie rozśpiewany, ale ta charakterystyczna, „miękka” barwa nadal słyszalna, i nadal ciekawa. Fajnie uzupełniała brzmienie Dębskiego, gdy Michał dośpiewywał podczas jego „solówek”. Może nie do wszystkich utworów mi pasowała, ale widzę tu sporo możliwości na różne smaczki. Michał pokazał sporo tego wieczoru, tak jak chociażby w „Ali Alo” (z tekstem Łukasza Malcharka z North Cape!). Posłuchacie, zobaczycie. Zrobił się z tego inny utwór - bardziej folkowy, zaryzykuję tezę, że nawet bardziej „francuski”.

Część instrumentalno-wokalna to były znane wszystkim piosenki, to i pośpiewaliśmy razem (zresztą publiczność dzielnie wtórowała w refrenach, właściwie przy wszystkich utworach, jeśli nie gromko, to dla siebie, pod nosem). W tej części pojawił się nie lada smaczek - Włodkowa wersja „Ławic”… no ciary miałem!!!

Czuć jednak było, że panowie są dopiero na początku pracy. Jeszcze niezgrania, jeszcze potknięcia. Zresztą, ten brak perfekcji świetnie wpłynął na koncert. Było luźno, zabawnie, nie obyło się bez śmiechu podczas ewidentnych wpadek, ale życzyłbym im takich wpadek i takiej atmosfery na scenie na każdym koncercie. Bawili się świetnie, a my z nimi (choć niektórzy mówili przed koncertem, że mają tremę).

Jeszcze do końca nie pokazali możliwości tego składu. Właściwie to tylko je zaznaczyli. Pełny obraz nowych Pereł dopiero przed nami. Nie mogło być inaczej, bo Michał dołączył do ekipy w maju. A jeszcze, jak się okazało późniejszy, miesięczny pobyt w szpitalu nie pozwolił mu na intensywne próby. Doktor w rozjazdach, Trzeci w Warszawie, materiału sporo, a próby w pełnym składzie się nie udawały (nie jest łatwo, wiem coś o tym z własnego podwórka), więc nie udało się zrobić wszystkiego, co było zaplanowane. Byłem trochę zawiedziony, że „Borys” nie odpalił mandoliny, że Trzeci nie złapał za gitarę, ale rozumiem. Co się odwlecze… Cieszy, że Michał Smoliński znów częściej łapie za banjo.

To, co usłyszałem, zobaczyłem potwierdziło moje przypuszczenia, że jak już poskładają te klocki do kupy, to będzie solidna, folkowo-szantowa budowla (podobno jeszcze nie na PPP, choć już kolejne, na nowo opracowane utwory się pojawią). Jak będzie ostatecznie, jaki to będzie zespół - trudno powiedzieć, ale przyzwyczaili już nas do tego, że z każdej „burzy” wychodzą obronną ręką - mocniejsi, ciekawsi, więc na to liczę i czekam z niecierpliwością na kolejne koncerty i kolejne odsłony nowych Pereł i Łotrów.

Perły i Łotry, 28.06.2013, MCK, Tychy

Komentarze

dodaj własny komentarz
  • Gość 3 lipca 2013, 13:26
    poprawka:
    tekst "Ali Alo" w wersji North Cape, którą zaśpiewał na koncercie Mroza, napisał Łukasz Malcharek, a nie jak wcześniej podałem, Mroza. Poprawione, autora przepraszam.
    Tekst wersji Pereł napisał Michał Gramatyka.
    Czy ta wypowiedź okazała się pomocna? Tak Nie
Zobacz więcej

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter szantowy
Bądź na bieżąco, zapisz się na powiadomienia o nowych artykułach: