Nie będę ukrywał - z relacją z Kopyści jakoś tak mi „zeszło”. Moja wina, więc w pierś się biję i pytam „naczelnego” czy jeszcze można. A on mnie pyta: „A było coś innego niż zwykle?”. Lekko mnie przytkało - wszak są festiwale, które mają wpisane w swoje istnienie pewną powtarzalność związaną ze stylem, który wypracowały. Więc zrobiłem „rachunek sumienia” i...
Co było innego?
- Po raz pierwszy wystąpił Męski Chór Szantowy „Zawisza Czarny” - podobało się - bo co się miało nie podobać - męskie, twarde śpiewanie na festiwalu, gdzie „trzon” publiki stanowią żeglarze.
- Po raz pierwszy na białostockiej scenie dał koncert francuski zespół Les Souillés de Fond de Cale. Pyszny koncert! Panowie wyczuli, że nie tylko muszą bawić publiczność. Był czas i na zadumę przy bretońskich balladach.
- Wystąpiła po raz pierwszy sama Ula Kapała (z tatą była tu w 2001 roku) - to dobre miejsce na jej występ - „słuchająca publiczność” to dziś nie jest powszechne zjawisko.
- Po dłuuugiej przerwie wystąpili w Białymstoku Tonam & Synowie. Dawno ich tu nie było. Tu i nie tylko tu.
- Formacji nie było ale byli Waldemar Mieczkowski, Krzysztof Jurkiewicz, Jacek Jakubowski, i jakoś tak „przypadkiem” posłuchaliśmy Gdańskiej Formacji Szantowej razem i osobno. Warto było!
- Na sobotni koncert dla dzieci zespół Flash Creep przygotował zupełnie nowy, autorski program - dzieciaki bawiły się świetnie!
- Tradycyjny jubileusz był... podwójny - jeden tort trafił do rąk Andrzeja Koryckiego a drugi do Tonamów.
- Na sobotnich koncertach był nadkomplet publiczności - znaczy nie jest źle.
- Jak co roku, „inny niż zwykle” zespół zdobył Grand Prix - tym razem jury, jednomyślnie przyznało go zespołowi Trzecia Miłość (II miejsce - The Nierobers, III miejsce Magdalena Raczyńska i Michał Słowikowski oraz Czemu By Nie?!, ten ostatni otrzymał także Nagrodę Publiczności)
- Nie było Mechaników Shanty i Ryczących Dwudziestek - no nie wiem czy publiczność daruje to organizatorom. Mają tu wiernych fanów.
- Białystok przywitał nas śniegiem na trawnikach - ale „jak zwykle” słońce się pokazało.
Co było „jak zwykle”?
- Świetne nagłośnienie - wykonawcy czują tu pełen komfort. Słuchający również.
- Wspaniała Publiczność. Niektóre zespoły specjalnie na Kopyść przygotowują swoje premiery.
- Rewelacyjna organizacja od początku (byłem przy stawianiu dekoracji) do końca (ech te toasty Polska kontra Francja!).
- Niemal rodzinna atmosfera przed i za sceną. Kto nie był i nie próbował pasztetu i tatara szefowej Eli Mińko, ten nie wie co stracił.
- „zwykłe żeglarzy rozmowy” w kuluarach Kina Forum. Białostockie „wilki morskie” traktują Kopyść jako rozpoczęcie sezonu żeglarskiego.
- „sami swoi” - czyli wykonawcy zarówno rodzimi jak: Waldek Mieczkowski, Grzegorz Tyszkiewicz czy The Bumpers jak i „ci z Polski” jak: Marek Szurawski, Andrzej Korycki i Dominika Żukowska, Flash Creep czy Banana Boat, bez których organizatorzy i publiczność nie wyobrażają sobie Kopyści.
I ja bym tego „jak zwykle” mój Drogi Naczelny nie zmieniał.