Czy warto powrócić do tradycji?

„Shanties from the Seven Seas” – moja inspiracja
Felietony Jerzy Brzeziński 18 września 2020
„Shanties from The Seven Seas” Stan Hugill Fot. Jerzy Brzezinski
Do każdej szanty, którą próbuję odtworzyć, staram się odnaleźć oryginalne nagrania Stana Hugilla, ostatniego szantymena, badacza i propagatora szant i kultury morza. Dzięki temu poznaję wykonawców i instytucje, które dzielą się ze mną nagraniami i wiedzą, za co będę im dozgonnie wdzięczny. Oto moja opowieść o przygodzie z szantami, tradycyjnymi pieśniami pracy.

Trzy lata temu zostałem zaproszony na imprezę żeglarską, organizowaną przez moich przyjaciół nad przepięknym zalewem (czy może jeziorem) w Przeczycach, niedaleko Sosnowca. Zaproszenie przyjąłem, tym bardziej że jest to miejsce, gdzie około trzydzieści lat temu kończyłem kurs żeglarski. Impreza odbyła się w stylu dawnych spotkań żeglarskich, gdzie w roli głównej oczywiście występowały „szanty”. Kolejne dni imprezowania upływały nam więc na rozmowach, graniu i śpiewaniu, tak po żeglarsku,  totalnie, bez taryfy ulgowej – „a jak nie masz sił to spływaj”.

Ta impreza przypomniała mi o śpiewnikach, w których spisywane przeze mnie piosenki pamiętają czasy mazurskich rejsów z lat 90. Wróciłem do Kilmarnock (zacna mała mieścinka w Szkocji, znana głównie z tego, że wymyślono tu chyba najbardziej znaną whisky na świecie – „Johnnie Walker”) i zaraz zabrałem się do przeglądania moich starych śpiewników. Temu przeglądaniu towarzyszyły dwa postanowienia. Pierwsze – nagrać dla potomności i kolegów z dawnych lat „szanty” – po kolei, tak jak zapisałem je w śpiewniku. Po drugie – zagłębić się w temat tych prawdziwych szant, by o nich trochę więcej wiedzieć, gdy ktoś zapyta...

Jak postanowiłem, tak zrobiłem

Nagranie kilku piosenek i wrzucenie ich na YouTube'a, tak by moi koledzy, m.in. Marcin „Piękny”, ojciec tego pomysłu, mogli sobie powspominać nasze imprezy, tę ostatnią i te z końca ubiegłego wieku, to była formalność. Zupełnie przy okazji nabyłem też na Amazonie ostatni album Stana Hugilla „Sailing Days: Shanties and Sea Songs of the Mersey Shantyman”, na którym sam mistrz śpiewa wraz z grupą Stormalong John. Płyta została nagrana rok przed jego śmiercią w 1991 roku. Po przesłuchaniu tych trzynastu utworów, podobnie jak u „Pomysłowego Dobromira” (taka bajka z lat 80. – przyp. red.), na mojej głowie zaczęła odbijać się piłeczka ping-pongowa i w końcu wpadłem na pomysł, by bliżej przyjrzeć się tradycyjnej marynarskiej pieśni pracy, a to, co „odkryję”, zaprezentować szerszemu gronu.

Po co komu te szanty

Pragnę na wstępie wyjaśnić, że nie zamierzam się wikłać w dyskusję, co jest, a co nie jest szantą, bo już wielu przede mną próbowało wypowiadać się na ten temat. Wszystkie te dyskusje uważam za potrzebne, ale nie zmieniające faktu, że każdy, kto dotarł do najważniejszego (choć nie jedynego) dzieła związanego z tematem szant, tzw. biblii szantymenów, a mianowicie „Shanties from the Seven Seas” Stana Hugilla, doskonale wie, że...

„Szanty były pieśniami śpiewanymi przy pracy przez żeglarzy. Staves John Salt, Huw Puw, Jean Mat'lot i Jan Maat pochyleni przy kabestanie, fałach, szotach i pompach, w sztormie, w drodze przez Horn, w gradzie i śniegu, w bólu czy spokoju, śpiewali je głośno, nierzadko niemelodyjnymi głosami prostych ludzi, Jankesów, Irlandczyków, byłych angielskich żołnierzy, białych i czarnych, twardogłowych Johnny'ego Crappo czy Duchiego, by rozweselić duszę, ale przede wszystkim, by pilnować tempa prac, zaznaczyć ich rytm i uczynić pracę lżejszą.” 

O szancie chcę wam opowiedzieć

Zapraszam was do wspólnego wypłynięcia na ocean tradycji, poczucia piękna w prostocie. Najbardziej pomocne w tym przedsięwzięciu będą dwie rzeczy – ciekawość i źródło wiedzy, a będzie nim przede wszystkim – wspomniane już – wielkie dzieło Stana Hugilla, w którego pierwszym wydaniu znajdziemy ponad 400 różnego rodzaju szant, opowieści, opisów marynarskiego śpiewu i muzykowania z dawnych pokładów.

Mój pomysł na wprowadzenie Was w świat dawnych morskich pieśni to odtworzenie tych zawartych w epokowym dziele Hugilla utworów i opowiedzenie Wam wszystkiego, czego zdołałem się o nich dowiedzieć, wykraczając nieco poza „biblię...”. A wszystko zaczęło się od...

„A-Rovin”

Pierwszą szantą, którą się zainteresowałem, była szanta pompowa „A-Rovin”. Jak się okazało, w dziele Stana jest aż pięć wersji tej pieśni.

Po moich dalszych „badaniach” (około miesiąca poszukiwań, czytania, wyszukiwania i zakupu tekstów źródłowych) okazało się, że każda z tych pieśni pomimo podobieństw, jest inną historią, dotyczy innych ludzi, nie mówiąc o innym podejściu do współczesnego wykonywania szant (niektórzy ich badacze,  kolekcjonerzy z przełomu XIX i XX stulecia tacy jak np.: R. R. Terry, chcieli już wtedy przenieść je do sal koncertowych). Oprócz zdobytej wiedzy na temat tych pieśni dało mi to również sposobność do nauki wymowy języka norweskiego, gdyż jedna z wersji „A-Rovin” wykonywana jest po norwesku.

Moim celem jest cofnięcie się w czasie i próba zaśpiewania tej szanty możliwie najbliżej jej oryginału. Niestety nagranie w wykonaniu Stana Hugilla nie przetrwało. Najstarsze znalezione przeze mnie nagranie to „A-Rovin” zarejestrowane w 1947 r. przez Leonarda Warrena.

Szantę tę pierwotnie śpiewano przy pompach i dawnej windzie kotwicznej. W obu pracach żeglarze pompowali w dwóch długich ruchach w górę i w dół. „Zajęcie łamiące plecy” – pisał o nim Stan Hugill.

W.B. Whall w swojej „Ships, Sea Songs and Shanties” (Glasgow, James Brown & Son, Publishers, 1910), wspomniał, że: „Motyw tej ulubionej pieśni morskiej jest naprawdę bardzo stary i pojawia się (w nieznacznie zmienionych formach) w wielu dziełach, np. w „The Rape of Lucrece” Thomasa Heywooda (pierwsza premiera w Londynie w 1630 r.).”

Szukając dalej, znalazłem informację, iż Stanley Slade wraz z męskim chórem zaśpiewał „A-Roving” jako szantę kabestanową w nagraniu zrealizowanym dla BBC w Bristolu 2 lipca 1943 r. A w 1955 r. utwór ten został włączony do antologii „The Columbia World Library of Folk and Primitive Music: England”. 

Drążąc dalej temat, zadałem sobie pytanie, przy jakiego rodzaju pompie pracowali żeglarze, śpiewając tę szantę. Stan Hugill mówi o pompie „Downton” (nazwa pochodzi od wynalazcy tego typu pomp). Jej charakterystyczną cechą jest sposób pompowania – robi się to poprzez obracanie koła. Przeszukałem więc dostępne mi źródła, by znaleźć jakiś film przedstawiający marynarzy przy tej pompie, i jedyny, który wydaje mi się zbliżony do prawdy czasu dawnych żagli, to ten opisany na YouTubie jako „Traditional bilge pump worked on James Craig tall ship”.

Na podstawie tego filmiku będę próbował odtworzyć (zaśpiewać i nagrać) wszystkie szanty używane przy pompach „Downton” takie jak „Lowlands”, „Strike The Bell” (polecam fantastyczne tłumaczenie tej szanty przez Annę Peszkowską, czyli „Uderz w dzwon”)

Co dalej?

Aktualnie jestem w trakcie próby odtworzenia piętnastej szanty z dzieła Stana Hugilla – i nie mam dość. 

Każda pieśń jest opatrzona możliwie rzeczowym komentarzem i opisem (w którym staram się jak najmniej pisać od siebie, a jak najwięcej cytować teksty źródłowe). Z uwagi na specyfikę i pochodzenie szant oraz to, kogo chciałbym zainteresować moją pracą, komentarze zawsze pisane są w dwóch językach: angielskim i polskim.

Jest to cudowna przygoda, dzięki której w moim życiu dzieją się rzeczy zaskakujące, takie jak to, że zacząłem grać na anglo-concertinie, poznałem też fantastycznych szantymenów i ludzi, którzy chcą mi pomagać i dzielą się ze mną swoją wiedzą oraz doświadczeniem. Szczególne podziękowania dla Marka Szurawskiego, który jest na tyle cierpliwy, że zawsze znajduje dla mnie czas, gdy proszę o opinię. Duże podziękowania też dla Mystic Seaport Museum oraz społeczności największego forum muzyki tradycyjnej – Mudcat Cafe.

W swoich poszukiwaniach wiedzy na temat szant, poza wspomnianą „biblią szantymanów” sięgam też do wielu innych pozycji, jak choćby do „Dwa lata pod żaglami” R. H. Dany (oryg. "Two Years Before the Mast" – przyp. red.), która opowiada o życiu na żaglowcu handlowym.

Chciałbym ofiarować to, co robię, wszystkim tym, którzy pragną poczuć oryginalne i prawdziwe brzmienie szant, a nie mają czasu czy możliwości, by samemu zgłębiać historię pieśni pracy dawnych pokładów.

Zapraszam na mój kanał na YouTubie – Jerzy Brzeziński oraz na Facebooka – profil Szanty Szoguna – Shogun's Sea Shanties.

Galeria

Komentarze

dodaj własny komentarz
Jeszcze nie skomentowano tego artykułu.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter szantowy
Bądź na bieżąco, zapisz się na powiadomienia o nowych artykułach: