Od ponad roku objeżdża wszystkie możliwe festiwale piosenki żeglarskiej prezentując swoją twórczość. Zdobyła uznanie jurorów wielu konkursów, w tym Festiwalu Bardów OPPA. Pisze, komponuje, wykonuje własne piosenki. Krakowianka ze Stalowej Woli, mieszka obecnie we Wrocławiu, laureatka, jednej z trzech Nominacji Przeglądu Konkursowego „Shanties 2020”.
Przedstaw się proszę Czytelnikom „Shantymana” i opowiedz na początek skąd u Ciebie wzięło się żeglarstwo?
Nazywam się Marta Kania. Jestem żeglarką w stopniu kapitana jachtowego oraz instruktorem żeglarstwa PZŻ. Podróże i zwiedzanie świata pod żaglami są moją życiowa pasją. Ta wspaniała przygoda ma swój początek w stalowowolskiej harcerskiej drużynie wodnej, do której trafiłam dzięki zabiegom mojej Mamy, również niegdyś żeglarki.
A skąd się wzięła muzyka?
Moim pierwszym guru w tej materii był Tato, dusza towarzystwa, grał na gitarze na wszystkich wyjazdach turystycznych a było ich nie mało. Tak więc, sympatię do sześciu strun wyniosłam już z domu. Dziś podróżuję i żegluję po świecie z gitarą. Tam gdzie trudno zabrać ją ze sobą, bądź jest to zbyt kosztowne, szukam instrumentu na miejscu. Załoga chętnie zrzuca się po parę euro by uprzyjemnić rejs.
Ale nie tylko „pieśni masowego rażenia" śpiewasz na tych rejsach? O czym mówią Twoje teksty?
"Piosenki wodą pisane" - jak je sama nazywam, mówią o tym co widzę, słyszę i co podziwiam w trakcie rejsów i poza nimi, bo to przecież wciąż życie żeglarza. Odbija się w nich jak w lustrze moja miłość do żagli, morza, podróży i ludzi, którzy dzielą ze mną tą pasję.
Do zeszłego roku gitara towarzyszyła Ci jedynie na ogniskach, rejsach czy tawernianych imprezach, aż pewnego razu…
Aż pewnego razu postanowiłam pokazać swoje teksty Mirkowi Kowalewskiemu (Kovalowi) i poddać się krytyce barda z krwi i kości. Byłam mile zaskoczona, gdy po przeczytaniu i analizie kilku kartek Koval rzekł: „Tak, idź tą drogą. Twoje piosenki są o czymś…” Oczywiście mówił również o tym co należy poprawić i ile jeszcze pracy trzeba w nie włożyć, ale właśnie wtedy pojawiła się iskierka zapału, który teraz pali mnie żywym ogniem.
Tyle wystarczyło, aby objechać większość konkursów piosenki, nie tylko żeglarskiej, by powstał pomysł nagrania autorskiej płyty i powiększenia już istniejącego grubego zbioru piosenek żeglarskich?
Droga nie jest łatwa, zwłaszcza kiedy nie ma się odpowiedniej wiedzy na ten temat, ale jak już postawi się wszystko na jedną kartę oraz popyta tu i tam, można każdy, nawet najbardziej karkołomny plan zrealizować.
A co Ci pomaga, co Cię mobilizuje?
Mam i czuję wsparcie wielu ludzi. Zarówno doświadczonych muzyków jak i dopingujących mi przyjaciół a przede wszystkim swojego partnera. Nie zawsze wszystko się układa po mojej myśli. Nie można się jednak poddawać kiedy na drodze pojawiają się pierwsze przeszkody, kiedy poprzeczka trudności, której wysokość z początku oceniamy na osiągalną, z każdym kolejnym krokiem zaczyna się oddalać. Trzeba być upartym i patrzeć zawsze o krok dalej, nawet kiedy pojawi się uczucie, że porwaliśmy się z motyką na słońce - a ono mnie nie opuszcza - i kiedy w głowie kołacze się myśl o tym, że im więcej wiem, tym bardziej zdaję sobie sprawę z tego jak daleko jeszcze do końca …
Uporu Ci jak widać nie brakuje, a kiedy był ten konkursowy „pierwszy raz”?
W grudniu 2018 roku stanęłam po raz pierwszy samotnie na scenie podczas festiwalu „Szanta Claus” w Poznaniu. Byłam bardzo przejęta i dopadł mnie strach, ale ku mojemu zdziwieniu, jury przyznało mi II miejsce. Moja piosenka „Ostatni rejs” spotkała się z uznaniem, a jej fragment zwieńczył pierwszy przychylny dla mnie werdykt. Zachęcona tym wyróżnieniem postanowiłam zdobyć niezbędne doświadczenie i umiejętności na kolejnych festiwalach. Miały one pomóc mi w spełnieniu marzenia o własnej płycie.
Od tamtego czasu sporo się wydarzyło. Kilkanaście nagród i wyróżnień, w tym na bardzo prestiżowym, Międzynarodowym Festiwalu Barów OPPA w Warszawie. Powiedz, co było najtrudniejszego w tym wszystkim, a co Cię mile zaskoczyło?
Najtrudniejsza niewątpliwie była umiejętność radzenia sobie ze stresem przed każdym konkursem i poddawanie się ocenie jury. Strach przed tym co mogę usłyszeć a na co być może nie jestem gotowa. Zaskoczyły mnie natomiast pozytywnie oceny jurorów, zwłaszcza w konkursach, na których stawałam w szranki z wieloosobowymi i profesjonalnymi zespołami z wieloletnim doświadczeniem. Jednak najważniejsza dla mnie po każdym festiwalu była informacja zwrotna, co i gdzie należy poprawić lub co jest moim atutem. To jest bezcenna wiedza, bez której ciężko byłoby iść na przód.
Ta niełatwa droga festiwalowa w 2019 roku przyniosła Ci zaproszenie do udziału w Przeglądzie Konkursowym „Shanties”. Wystąpiłaś w Przeglądzie już w duecie, i to z nie byle kim, bo Michałem Czachowskim, światowej klasy polskim gitarzystą flamenco…
Już na kilku konkursach słyszałam od jury, że powinnam występować z drugim gitarzystą. Zaczęłam więc szukać. Propozycji było wiele, a ostatecznie tydzień przed Przeglądem wszystkie się zdezaktualizowały. Rzutem na taśmę poprosiłam Michała, z którym poznaliśmy się przypadkowo kilka lat temu na planie filmowym w czasach gdy jeszcze mieszkałam w Krakowie a on zgodził się ze mną wystąpić.To samo w sobie jest dla mnie już wielkim wyróżnieniem i sukcesem, skoro taki muzyk widzi we mnie potencjał i wspiera mnie w ten sposób.
Masz na koncie już sporo nagród i wyróżnień, w tym kilka naprawdę ważnych, m.in. Nominację do „Shanties”. Co dalej? Co z płytą, kiedy możemy się jej spodziewać? Co z rejsami?
Pracę nad wymarzoną płytą uważam za rozpoczętą. Wiosną powinny ruszyć nagrania, mam nadzieję, że przed wakacjami będzie już gotowa. Na najbliższy rejs wybieram się w kwietniu z kapitanem Waldemarem Mieczkowskim na żaglowcu "Zawisza Czarny", na którym byłam już oficerem. Tym razem będzie to Rejs Muzyków, który jest dla mnie nagrodą zdobytą na Festiwalu Bazuna 2019 za piosenki o tematyce morskiej. Nie przestaję też planować kolejnych swoich rejsów, by nie stracić inspiracji do pisania i nadal łączyć w życiu dwie moje największe pasje.
Co byś poradziła wszystkim tym, którzy chcieliby śpiewać i grać przed publicznością?
Jedno wiem na pewno: nie ważne ile ma się lat i kim się jest z zawodu – uczyć się nowych rzeczy i realizować swoje marzenia można i należy na każdym etapie życia ponieważ największym szczęściem jest nie cel sam w sobie lecz droga, która do niego prowadzi i ludzie, których na niej spotkamy. Spełniajcie marzenia teraz, bo nigdy nie znajdziecie lepszego momentu.
Dziękuję za rozmowę.