W sobotę odbył się po raz 23 Przegląd konkursowy Shanties. W kameralnej sali Klubu Studenckiego „Żaczek”, przed publicznością składającą się w zdecydowanej większości z konkursowiczów, wystąpiło dziewięciu wykonawców – solistek, solistów i zespołów, by zaprezentować cztery, pięć utworów przed jury w składzie: Agnieszka Krajewska, Dominika Płonka, Wojciech Harmansa i Piotr Zadrożny. Kolejność występów była następująca:
- Fucus
- Dziewanna
- Grzegorz Janczak, w duecie z Piotrem Czyżowskim
- Marta Kania, w duecie z Michałem Czachowskim
- Abordaż
- Jacek „Zielik” Zieliński
- Stare Wraki
- Czwarta Wachta
- Jack Sparrow
Spóźniłem się nieco na rozpoczęcie (zaległość nadrobiłem później w necie – dzięki Przemku Lisku ;) ) ale udało mi się jeszcze posłuchać ostatniego utworu, pierwszego wykonawcy – kaszubskiego zespołu Fucus z Wejherowa (tak wykonywali piosenki o morzu w gwarze kaszubskiej, ba nawet je tak zapowiadali). Zawodowa kapela, z ustalonym, osadzonym repertuarem, ograna, z kilkoma płytami na koncie. Inspirująca się folkiem, głównie muzyką irlandzką. Piętnaście lat doświadczenia słychać było na scenie... konkursowej. Jurorzy nie mogli nie wręczyć im Nominacji. Zobaczymy ich na finale „Shanties” w Kinie Kijów (niedziela, 23.02.2020, 17:00).
Zaskoczyła mnie Dziewanna (góralka z Beskidu Śląskiego), bo dotąd znałem ją tylko z repertuaru bardziej folkowego, a nawet folkmetalowego – a tu proszę piosenki o tematyce „mokrej”. Tu też już czuć było, że to nie pierwszy raz na scenie. Podczas występu nurtowało mnie tylko pytanie (jak się później okazało, nie tylko mnie), a jak by to było tylko w składzie kobiecym (flet i wiolonczela)? Mogłoby się zrobić ciekawiej... Wyróżnienie za piosenkę „Kołysanka bałtycka”.
Grzegorz Janczak z Lublina, to kolejny zawodowiec w konkursie, od kilkunastu lat (sic!) parający się piosenką, nie tylko żeglarską (szant, wbrew rozbudowanemu „CV” w jego wykonaniu nie usłyszałem). Tego wieczoru zaprezentował autorskie piosenki. Teksty niczego sobie, zaśpiewane też poprawnie, choć nie porywająco, z akompaniamentem mandoliny Piotra Czyżowskiego. Fajny występ, widać, że Grzegorz ze sceną jest za pan brat (i brawa za mandolinę, bo pomykała w tle jak się patrzy, brawo Piotrze!).
Zaskoczyła mnie Marta Kania, (krakowianka z Wrocławia), która, dotąd solo, na konkursie pojawiła się z gitarzystą, i to nie byle jakim – samym Michałem Czachowskim (dla nie wtajemniczonych – mistrz gitary flamenco, twórca niezwykłego projektu Indialucia, a kiedyś członek gliwickiego No Name, protoplasty grupy Duan). Jak się okazało Michał dołączył w ostatniej chwili (ostatnia deska ratunku :D), bo poprzednicy, zaproszeni do występu odpadali niespodziewanie. Na szczęście mistrz nie zdominował uczennicy i cały koncert Marty to był świetny popis autorskiego materiału (była nawet premiera!), pewności tego co się śpiewa i pokaz wielkiego postępu jaki Marta poczyniła w ciągu minionego roku. Brawo, kciuki trzymam, Nominacja zasłużona! Martę usłyszymy na inaugurację „Shanties” w koncercie ballad w Radiu Kraków (czwartek, 20.02.2020, 20:00)
Trzymałem też kciuki za Abordaż z Warszawy, bo to jedyni, którzy jeszcze na konkursach szanty śpiewają. Było całkiem nieźle, szkoda, że chyba trema ich zjadła i było sporo niedociągnięć. Ostatecznie udział w koncercie „szanty klasycznej” na Shanties, nadal przed nimi. Ale jest potencjał, jest moc w głosach. Prościej, więcej pracy, ćwiczeń, śpiewania i będzie lepiej panowie. Bo ośpiewania chyba zabrakło. Dzięki za „Kabestan”, ale warto sięgnąć głębiej do archiwów i powyciągać mniej znane szanty, a jest tego całe... morze.
Jacek Zieliński z Trzebieży, to też ciekawa postać i repertuar. „Zielik” także nie wypadł sroce spod ogona. Niektórzy obserwatorzy sceny mogą go pamiętać jeszcze z występów z grupą Lewiatan, dawno, dawno temu. Od dziesięciu już lat śpiewa solo, PMR-y, jak i piosenki z własną muzyką do tekstów własnych oraz m.in. śp. kpt. Andrzeja Mendygrała, który był jego żeglarskim mentorem. Tym razem się nie udało, ale na koncert Jacka chętnie bym się jeszcze wybrał.
Stare Wraki z Krakowa, to była zabawa z dużą nutą humoru i dystansu do siebie (jakbym starą, dobrą Szantanę z Pszczyny zobaczył po latach). Chyba najprawdziwsi, korzenni debiutanci tego wieczoru. Gdy zaczęli pierwszy utwór w rytmach reggae (w oparciu o „One Love” Boba Marleya) już wiedziałem, że będzie ciekawie, a na pewno zabawnie. Grupa żeglujących przyjaciół, muzyków, trochę rozluźniła ten poważny, konkursowy nastrój. Było zabawowo, piosenkowo, rekreacyjnie, ale by myśleć o czymś poważniej, pracy jeszcze potrzeba i ciekawszych pomysłów muzycznych, bo Boby to jednak za mało. Ale w tym wszystkim chyba nie o laury chodzi, więc...
Czwarta Wachta, z Kalisza, występują razem od dwóch lat. Podobnie jak w przypadku poprzedników, połączyło ich zamiłowanie do wspólnego grania i śpiewania, najpierw żeglarskich coverów, a poźniej już własnych kompozycji do tekstów Zdzisława Jędraszaka. Rasowi debiutanci, ale postawili mnie na baczność już pierwszą piosenką, którą zaśpiewała jedyna w składzie dama, niestety później już było mniej ciekawie. Jednak głos kobiecy zdecydowanie bardziej przykuwał uwagę, więc jeśli grupa chce poważniej powalczyć o laury, to moim zdaniem na ten głos należałoby ostawić, bo ma potencjał i umiejętności. Teksty kapitana Zdzisława Jędraszka (z Gołuchowa) do muzyki zespołu, wypadają ciekawie, co potwierdza Wyróżnienie za piosenkę „Refleksja”.
Jack Sparrow z Malborka pozamiatali. Wyszli, huknęli, i nie było wątpliwości kto tego wieczoru rządził. Blues, rock, country i inne inspiracje były słyszalne w ich autorskim repertuarze. Dobra konferansjerka, dobre zachowanie na scenie, pasujący do instrumentarium i charakterów repertuar. I choć osobiście nie miałem jeszcze z zespołem do czynienia, nie miałem wątpliwości, że amatorami, mimo krótkiego stażu (działają od 2018 r.) już nie są. Nic dziwnego, bo w składzie, aż czwórka członków, działającego na scenie piosenki turystycznej od niemal trzydziestu lat, legendarnego dla wielu – Kuśka Brothers. To wyjaśnia, dlaczego tego wieczoru był Sparrow, przerwa i pozostali konkursowicze. Nominacja z wielkiego N, a usłyszymy ich w koncercie nocnym „Shanties”, podczas jubileuszu Zejmana i Garkumpla w Kinie Kijów (piątek, 21.02.2020, godz. 22:00).
Z werdyktem się zgadzam, bo ta trójka (Marta Kania, Fucus i Jack Sparrow) ewidentnie tego dnia dominowała nad pozostałymi wykonawcami i mnie również bardzo się spodobali. Niestety, nad czym ubolewam, jedyną debiutantką z krwi i kości, jest tu Marta Kania. Nie bardzo mogę się pogodzić z tym, że w konkursy, na równych prawach z prawdziwymi debiutantami stają muzycy, którzy działają na scenie folkowej, turystycznej, jakiejkolwiek, od – jak widać w tym roku – ponad 15, 20 czy nawet 30 lat (sic!). Przecież nie o to w konkurowaniu chodzi moim zdaniem. Konkurs ma być promocją dla amatorów, początkujących, tych dopiero zaczynających swoją przygodę z muzyką – w naszym przypadku folkiem morskim.
Z drugiej strony znów w konkursie było czego posłuchać i zgodzę się z Jury, że wykonania były na dobrym, a nawet bardzo dobrym poziomie, no ale nie ma się co dziwić, skoro spora część wykonawców to właśnie starzy wyjadacze. Dlatego mam wątpliwości, czy można odtrąbić już, że scena konkursowa ożyła, bo nie takie jaskółki moim zdaniem wiosnę czynią.
Pięć lat temu popełniłem tekst na ten temat („Flauta to”) i niewiele się tu zmieniło. Do tamtych tez, co powinno się zadziać, by scena nam nie zamarła, bo że kurczyć się będzie, to już raczej nieuniknione, dodałbym tylko – zapraszać do Polski jak najwięcej mistrzów gatunku, tradycyjnego folku morskiego, póki można się od nich uczyć, póki jeszcze tą tradycyjną część tej zachodniej, bo nie naszej kultury ma nam kto prezentować.
Cały konkurs można obejrzeć na profilu festiwalu Shanties, na facebooku.
PS.
Mój powrót po wielu latach na Przegląd Shanties uważam za udany, zwłaszcza, że zmagania konkursowe śledziłem w towarzystwie, poznanego osiemnaście lat temu, w Krakowie, jeszcze na ówczesnych (ostatnich jak się okazało) „warsztatach Shanties”, kolegi z branży – Gretinga, wówczas z zespołu Badziewie Blues Band (wcześniej Dzikie Walenie, a później Trzeci Pokład), a piszący te słowa wówczas z zespołu Passat. Oj było co wspominać, było co porównywać. Warsztaty to było coś!