Zrefowanym miałam przyjemność towarzyszyć od samego początku – wprawdzie dość długo tylko wirtualnie, ale jednak. Pamiętam czasy pandemii i pierwszego online’a Agnieszki i Michała Snopków, którzy nie mieli jeszcze pojęcia, że już wkrótce z tego spontanicznego koncertu transmitowanego z ich mieszkania narodzi się zespół z prawdziwego zdarzenia. Pamiętam pojawianie się kolejnych członków – Przemka Liska na wokalu i Radomira Rakowskiego, skrzypka, który wkrótce odkrył w sobie także talent autorski. Potem drobne zawirowania na pozycji basisty (przez dłuższy czas funkcję tę pełnił Bartek Nazar, który zostawił Zrefowanym jedną z moich ulubionych piosenek na płycie: „Bogaty brzeg”; obecnie na basie gra Tomasz Szarszewski). Pamiętam też dobrze moment, kiedy zespół zdecydował, że nie zadowoli się graniem coverów, i zaczął pracować nad autorskim repertuarem. To wtedy do końca utwierdziłam się w przekonaniu, że Zrefowani mają wiele do powiedzenia i mogą już wkrótce na dobre zaznaczyć swoją obecność na polskiej scenie szantowej. Dziś trzymam dowód na to, że moje przypuszczenia się sprawdziły, a jest nim debiutancka płyta zatytułowana „Pod pełnymi żaglami”.
Coś dla każdego
„Pod pełnymi żaglami” to album różnorodny, ale jednak moim zdaniem naprawdę spójny. Widać tu, że zespół nie zamierza zamykać się w określonych ramach, ale testuje różne drogi, jednocześnie jednak konsekwentnie budując swoje brzmienie. Mamy tu zatem autentyczną pieśń wielorybniczą w postaci kultowego już chyba „Wellermana”, sprawnie przetłumaczonego przez Marię Jakubowską. Mamy utwory zaczerpnięte z folku, nie tylko zresztą morskiego, bo obok angielskiego „Williama Taylora” na płycie pojawia się też świetna „Wiedźma morza” – melodia rodem z Bałkanów „nawilżona” jedynie za sprawą polskiego tekstu (oba bardzo dobre tłumaczenia autorstwa Radomira Rakowskiego). Mamy wreszcie utwory autorskie, które także prezentują bardzo różnicowane klimaty – od zabawnych „Osobliwych przypadków kucharza okrętowego”, przez nastrojową „Najdłuższą podróż” i nawiązującego do klasycznych pieśni pracy „Lodołamacza”, po piosenki opowiadające autentyczne historie z dawnych mórz i oceanów – jak „Piratki”, poświęcone Anne Bonny i Mary Read.
Historię Anne Bonny i Mary Read – najsłynniejszych piratek z Karaibów – przeczytacie także w moim artykule „Czy kobieta na statku przynosi pecha?”.
Co zabawne, pisaliśmy z Radkiem o piratkach chyba mniej więcej w tym samym czasie, wzajemnie o swoich tekstach nie wiedząc – jak więc mogłam z miejsca nie polubić tej piosenki? Kto zresztą czytał moje poprzednie artykuły, ten wie, że mam słabość do doszukiwania się w tekstach folkowych utworów, tak dawnych, jak współczesnych, elementów prawdziwych historii. Dlatego też cieszę się, że Zrefowani już kilkakrotnie zabrali się za tę tematykę. Nie tylko w autorskich piosenkach, bo na faktach oparty jest też świetny utwór „Chłopcy z Solomon Browne” Steve’a Winchestera w tłumaczeniu Macieja Wrońskiego.
Historię ostatniego rejsu „Solomona Browne’a” natomiast opisałam już kiedyś pokrótce w artykule „Jak zatonął »Edmund Fitzgerald«?”
Tak na marginesie, „Niezatapialny Sam” (również poświęcony bohaterowi, który żył naprawdę – ale komu, dowiecie się sami, nie będę zdradzać puenty!), podobnie jak wspomniana piosenka o kuku okrętowym oraz przezabawny „Królik żeglarz”, doskonale nadaje się też do repertuaru na koncert dla dzieci. Mam wrażenie, że w takiej roli Zrefowani ze swoją energią sceniczną i swoimi pirackimi kostiumami też mogliby się świetnie odnaleźć.
Wszyscy razem i każde z osobna
Obserwując Zrefowanych od początku, mogłam też zauważyć, jak bardzo się rozwinęli każde z osobna i jak dobrze zgrali się jako zespół. Agnieszka czaruje głosem, uwielbiam jej barwę zwłaszcza w tych wolniejszych, bardziej nastrojowych piosenkach. Przemek jest świetnym gawędziarzem, nawet kiedy śpiewa, czuć, że opowiada historię. Tomek potrafi zaczarować subtelną linią basu, Michał zaś poza grą na bodhranie prezentuje zdolności aktorskie, żeby nie powiedzieć – kabaretowe.
Skoro już wspomniałam „Królika żeglarza”, muszę przyznać, że nieco obawiałam się tej piosenki w wersji płytowej. Byłam przekonana, że stoi ona umiejętnościami aktorskimi Michała „Królika” Snopka i że pozbawiona jego charakterystycznej mimiki i pląsów przestanie tak bardzo mnie bawić. Otóż nie, z ulgą pragnę donieść, że z samym tylko dźwiękiem utwór jest równie pocieszny i gęba mi się sama śmieje, kiedy słucham Króliczych żali na nieudaną żeglarską przygodę. Wielka w tym zresztą zasługa nie tylko wykonawców, ale i samego tekstu Radomira Rakowskiego. Choćby fragment o porejsowym koszmarze bohatera, w którym „wiatr go goni, wymachując kabestanem”, nie przestaje bawić mnie do łez.
Radomir ma naprawdę talent do słów, tak na wesoło, jak i na poważnie, co na tej płycie wielokrotnie udowadnia. Ogromna szkoda, że nie mógł wziąć udziału w nagraniach także jako skrzypek, gdyż to jego szalone solówki przyczyniły się do stworzenia tak charakterystycznego brzmienia Zrefowanych. Zaproszony do gościnnego udziału Krzysztof Szmytke godnie go jednak zastąpił, a przy okazji wniósł od siebie także mandolinę, lirę korbową i nyckelharpę. Kilka dni temu zaś rolę skrzypka Zrefowanych oficjalnie objął Oleg Bote i to, co słyszałam w paru nagraniach wideo, brzmiało obiecująco. Mam jednak nadzieję, że Radziu tak całkiem nie zakończył współpracy z zespołem i, nawet jeśli życie uniemożliwi mu koncertowanie, to napisze jeszcze dla Zrefowanych niejedną piosenkę.
Na koniec wypada jeszcze pochwalić okładkową grafikę autorstwa Fernanda Cardonego, uroczo kreskówkową, przedstawiającą zespół w pirackich strojach, które stają się powoli ich znakiem rozpoznawczym. Moim zdaniem szata graficzna płyty doskonale do Zrefowanych pasuje – odzwierciedla ich kreatywność, ambicję, by próbować czegoś nowego, a także poczucie humoru oraz dystans do siebie. Stanowi jak dla mnie idealne podsumowanie całego albumu „Pod pełnymi żaglami”.