Historia Stede’a Bonneta zdecydowanie odbiega od powszechnych wyobrażeń o awanturnikach terroryzujących Karaiby na przełomie XVII i XVIII wieku. „Pirat-dżentelmen”, jak zwykło się go określać, urodził się w zamożnej i powszechnie szanowanej rodzinie. Bonnetowie posiadali dużą, dobrze prosperującą plantację trzciny cukrowej nieopodal stolicy Barbadosu – czterysta akrów upraw, dwa wiatraki i młyn oraz blisko setki niewolników. W kwestiach materialnych młodemu Stede’owi niczego zatem nie brakowało. Nieco mniej szczęśliwie wiodło mu się natomiast w życiu prywatnym. Bardzo wcześnie stracił rodziców, jego małżeństwo też nie należało do najszczęśliwszych, a co gorsza, utratę pierworodnego syna przypłacił załamaniem nerwowym, z którego nigdy już tak naprawdę się nie podniósł. Być może właśnie te osobiste nieszczęścia sprawiły, że Stede Bonnet dał się oczarować opowieściom o piratach do tego stopnia, że wreszcie postanowił ulec fantazji i zostać jednym z nich.
Pirat amator
Stede Bonnet nie musiał zdobywać swojego pierwszego statku podstępem ani bronią tak jak jego idole. Było go przecież stać na to, by po prostu kazać wybudować sobie piracki okręt. I tak na początku 1717 roku w miejscowej stoczni powstała „Revenge”, czyli „Zemsta”. Był to slup o siedemdziesięcioosobowej załodze i dziesięciu działach. Werbując do załogi lokalnych marynarzy, Bonnet zaoferował im nie, jak to zwykle robili piraci, udział w łupach, ale regularną pensję. Mógł sobie na nią pozwolić, bo jego plantacja przynosiła niemałe zyski.
Bonnet nie miał większego pojęcia ani o pirackim fachu, ani o żegludze w ogóle. Mając znacznie bardziej doświadczonych od siebie marynarzy i oficerów, pozostawił im zajmowanie się statkiem oraz przygotowania do rejsu, sam zaś skupił się na gromadzeniu na pokładzie „Revenge”... biblioteki, bez której, jako człowiek kulturalny i wykształcony, nie wyobrażał sobie życia.
Czarnobrody
Niestety już wkrótce okazało się, że wskutek swego niedoświadczenia kapitan Bonnet był niemal w całości zdany na łaskę lub niełaskę załogi. Bardzo szybko na pokładzie „Revenge” zaczęło dochodzić do konfliktów dotyczących kierunku dalszej żeglugi czy celu kolejnego ataku. Bunty załogi były zresztą chyba dosyć słuszne. Bonnet, który niekompetencję nadrabiał ułańską fantazją, stanowił zagrożenie sam dla siebie i dla swoich ludzi. Już na początku pirackiej kariery sam omal nie przypłacił życiem nieopatrznego ataku na hiszpański okręt wojenny. Stracił niemal połowę załogi, odniósł ciężkie rany i cudem zdołał ocalić statek. I tak pirat-dżentelmen trafił do serca „republiki piratów” – Nassau. Tam Stede Bonnet zyskał nieoczekiwanego mentora.
Kiedy „Revenge” przybyła do Nassau, Bonnet wciąż leczył się z ran otrzymanych w niefortunnym starciu z Hiszpanami. Piraci z prawdziwego zdarzenia zapewne szybko doszli do wniosku, że nowicjusz nie stanowi dla nich zagrożenia, a nawet zapewnia miłą rozrywkę, przyjęli go więc do swojego grona. Poza tym Bonnet miał coś, co przedstawiało dla nich sporą wartość – nowy i naprawdę dobry statek, który można było wykorzystać. I tak na pokład „Revenge” trafił Edward Teach, szerzej znany jako „Czarnobrody”.
O pirackiej legendzie Teacha przeczytacie tutaj: „Czarnobrody – szalony kapitan czy specjalista od wizerunku?”
Nominalnie kapitanem nadal był Bonnet, jednak pozbawiony zarówno sił, jak i szacunku załogi musiał zaakceptować przywództwo Teacha, pod którego rządami „Revenge” nareszcie stała się statkiem pirackim z prawdziwego zdarzenia. Prawdopodobnie początkowo zresztą całkiem mu to odpowiadało, Czarnobrody był w końcu uosobieniem tego wszystkiego, o czym Stede marzył. Bonnet skupił się więc na zdrowieniu w swojej kajucie i korzystaniu ze zgromadzonej tam biblioteki, a ponieważ nie wchodził Teachowi w drogę, ten traktował go uprzejmie.
Powrót kapitana
Stede Bonnet otrzymał szansę odzyskania władzy, kiedy Czarnobrody przeniósł się na zdobytą przez siebie fregatę – słynną „Zemstę Królowej Anny”, która na długo stała się okrętem flagowym Teacha. Bonnet pozostał wierny Czarnobrodemu i nadal był mu podporządkowany, w zamian za to natomiast ten pozwolił mu dowodzić „Revenge”, nie zważając na jego brak kompetencji.
Póki „Revenge” towarzyszyła Czarnobrodemu, odnosiła sukcesy. Jednak kiedy tylko kapitanowie się rozdzielili, Bonnet znów zaczął podejmować decyzje, kierując się raczej fantazją niż zdrowym rozsądkiem. Załoga „Revenge” miała dość i udała się do Teacha po wsparcie. Czarnobrodego nie trzeba było długo przekonywać. Wykorzystując swój autorytet, zastąpił Bonneta jednym ze swoich oficerów, a niewydarzonego ekskapitana „zaprosił w gości” na „Zemstę Królowej Anny”. Od tej pory Bonnet miał wieść u boku Teacha „życie proste, wolne od trosk, na okręcie, gdzie nikt nie zaprzęgnie go do żadnych marynarskich prac koniecznych podczas rejsu”, jak ponoć przedstawił mu to sam Czarnobrody (cytat za: C. Woodard, „Republika piratów”).
Amnestia
W ramach walki z rozprzestrzeniającym się zagrożeniem dla statków należących do korony brytyjskiej we wrześniu 1717 roku król Jerzy I wydał akt, według którego każdy pirat po zgłoszeniu się do przedstawiciela angielskich władz mógł zostać ułaskawiony. Amnestia skomplikowała życie Czarnobrodego i jego floty, część jego dawnych towarzyszy poszła na układ, brytyjska marynarka mogła zaś jeszcze bardziej skoncentrować wysiłki na polowaniu na pozostałych.
Stede Bonnet także zaczął przebąkiwać coś o porzuceniu piractwa, które wybitnie mu nie szło. Z drugiej jednak strony wizja powrotu na ląd w hańbie również nie wydawała mu się zbyt kusząca. Chociaż bowiem wyruszając na piracki szlak, obrał pseudonim „kapitan Edwards”, zabieg ten nie na wiele mu się zdał. Pech chciał, że kapitan już drugiego zajętego przez niego statku pochodził właśnie z Barbadosu, a Bonnet był na rodzinnych wyspach zbyt dobrze znany…
Z kolei Teach doszedł do wniosku, że czas pozbyć się niewygodnego towarzysza. Ku zaskoczeniu wszystkich zwrócił Bonnetowi władzę kapitańską na jego slupie. Zgodnie z przewidywaniami Czarnobrodego Bonnet natychmiast zdecydował się przyjąć królewską amnestię. W tym celu wraz z kilkoma ludźmi udał się łodzią do siedziby najbliższego gubernatora, a wtedy Teach wykorzystał sytuację. Pod nieobecność Bonneta opróżnił ładownie „Revenge”, porzucił część załogi na bezludnej wyspie i wraz z garstką najwierniejszych uszedł z łupami, a następnie sam zawarł układ z gubernatorem na swoich warunkach.
Co dalej?
Bonnet był wściekły. Czarnobrody, jego mentor i przyjaciel, bezczelnie go wykiwał. Choć otrzymał ułaskawienie, zamiast osiąść z powrotem na lądzie, pirat-dżentelmen poprzysiągł zemstę i wyruszył na poszukiwanie Teacha. Niestety, nadal był zupełnym amatorem w pirackim fachu i groziło mu zostanie pośmiewiskiem tak na morzu, jak i na lądzie. Odnalezienie Czarnobrodego było po prostu poza jego zasięgiem – może to zresztą i lepiej, bo wątpliwe jest, by dał sobie radę w starciu z dawnym mentorem. Bonnet wpadł więc na nowy pomysł i spróbował zaciągnąć się na służbę kaperską u Duńczyków, którzy jako jedyni nadal nie zawarli pokoju z Hiszpanią. Jego załoga miała jednak inne plany. Mało kto na „Revenge” jeszcze szanował kapitana, więc kiedy nadarzyła się pierwsza okazja do zdobycia nowego łupu, Bonnet nie był w stanie powstrzymać swoich ludzi przed atakiem.
Faktyczną władzę na slupie (przemianowanym teraz na „Royal Jamesa”) przejął niedawny kwatermistrz, Robert Tucker, a Bonnet musiał tolerować nawet imprezy organizowane przez zbuntowaną załogę w jego własnej kajucie kapitańskiej. Mimo tego nie tracił nadziei na uzyskanie listu kaperskiego i tym sposobem nadanie swojej działalności przynajmniej pozorów legalności. Nadzieje te jednak zostały ostatecznie pogrzebane, gdy niespodziewanie natknął się na dwa pochodzące z Karoliny Południowej statki łowców piratów pod wodzą pułkownika Williama Rhetta. Po kilkugodzinnej bitwie z przeważającymi siłami wroga Bonnet uległ. I tak zamiast na duńską służbę, trafił do więzienia (a przynajmniej do jego namiastki, jako że w Charleston nie było nawet budynku więziennego z prawdziwego zdarzenia).
Koniec pirackich marzeń
Podczas gdy Stede Bonnet nadal przebywał za kratkami, jego dawnemu mentorowi Czarnobrodemu także przestało dopisywać szczęście. Zaskoczony przez Anglików z Wirginii, którzy przygotowali na niego zasadzkę, Edward Teach zginął z bronią w ręku, jak na piracką legendę przystało. Bonnet tymczasem wciąż oczekiwał na wyrok. Niespodziewanie okazało się, że pirat-dżentelmen ma w Karolinie swoich sprzymierzeńców. Podczas gdy kupcy i plantatorzy chcieli zemsty za zadane im przez piratów straty, ludzie z niższych grup społecznych widzieli w nich niemalże bohaterów. Do tego dobre pochodzenie i zajmowana przez niego dawniej wysoka pozycja w społeczności Barbadosu przemawiały na korzyść Bonneta w oczach opinii publicznej. Niektórzy mieszkańcy Charleston sprzeciwiali się wręcz potraktowaniu dżentelmena, człowieka z wyższej sfery, jak zwykłego rzezimieszka. Bonnet sam zresztą też podsycał te nastroje, wysyłając liczne prośby o litość i propozycje zawarcia układu.
Wreszcie z pomocą nowych popleczników pirat-dżentelmen zdołał uciec z więzienia w kobiecym przebraniu. Niestety tutaj także jego szczęście szybko się wyczerpało. Burza zmusiła jego łódź do powrotu na brzeg, gdzie ponownie aresztował go ten sam człowiek, pułkownik Rhett. Teraz już sąd nie miał dla pirata litości. Bonnet został uznany z winnego i skazany na powieszenie. Protesty jego zwolenników doprowadziły do przełożenia terminu wykonania kary aż siedem razy, koniec końców jednak władze kolonii, naciskane przez elity Charleston, nie miały litości. Po niespełna dwuletniej karierze 10 grudnia 1718 pirat-dżentelmen został stracony.
Stede Bonnet był bez wątpienia jednym z najgorszych piratów w historii. Nie można jednak odmówić mu odwagi, zapału i fantazji. Pamiętacie tę scenę z „Piratów z Karaibów”, kiedy Norrington nazywa kapitana Sparrowa „najgorszym piratem, o jakim kiedykolwiek słyszał”, na co ten odpowiada: „Ale słyszałeś o mnie”? Te słowa doskonale pasują też do Bonneta. Gdyby pozostał spokojnym plantatorem, z pewnością nie trafiłby na karty historii.
Jeśli interesują Was historie o piratach, polecamy także artykuł o Anne Bonny i Mary Read – najsłynniejszych piratkach z Karaibów: „Czy kobieta na statku przynosi pecha?”
Po zapoznaniu się z fascynującą historią Stede’a Bonneta byłam ciekawa, czy powstała już o nim piosenka. I znalazłam – nagrali ją w 1978 r. The Merrymen, zespół calypso pochodzący z Barbadosu. Choć więc do folku morskiego jej daleko, dzielę się nią z Wami. Kto wie, może w przyszłości historię pirata-dżentelmena zechce opowiedzieć ktoś z naszej sceny?
Podczas pisania artykułu korzystałam głównie z książki Colina Woodarda „Republika piratów” w tłumaczeniu Bartosza Czartoryskiego (Kraków 2014).