Flauta to?

O warsztatach i scenie konkursowej
Felietony Kamil Piotr Piotrowski 23 września 2014
Shanties 2014 Fot. Janusz Bomba
Ostatnio, jeden z aktywnych niegdyś fanów „muzyki żeglarzy”, powróciwszy z wojaży zagranicznych, zapytał mnie czy rzeczywiście na scenie „szantowej” panuje flauta, czy jemu się tylko tak wydaje. Gdy zapytałem o konkrety, usłyszałem, że festiwale jakieś biedne, bez przerwy te same zespoły na nich grają, płyt praktycznie się nie wydaje, a konkursy to już tylko cień dawnych dni chwały.

Fakt, bywało lepiej, ale nie jest aż tak źle. W ciągu ostatnich 14 miesięcy pojawiło się na rynku kilka dobrych płyt. Swoje krążki wydali Cztery Refy (pierwsza ich live), Pod Wiatr, Indygo, Atlantyda (sic!), North Cape i debiutancką Marta Śliwa. Przybywa też festiwali, choć głównie tych o charakterze lokalnym - i dobrze. Większe festiwale miały zadyszkę, ale w tym roku zarówno Kraków, jak i Wrocław zaliczyły dobre edycje (i programowo i frekwencyjnie). Sporo u nas festiwali wiekowych, z tradycjami, 20, 30 latków! Dzieje się też sporo latem, może już nie tak hucznie jak 10-20 lat temu ale jednak Mikołajki, Giżycko, Iława, Charzykowy, Paprocany, Gdańsk, Świnoujście i inne nadal dobrze się mają. Do tego dodać ubiegłoroczne koncerty w ramach The Tall Ship' Races w Szczecinie czy tegoroczne w Gdyni, w samym centrum wydarzeń, a do tego coraz głośniej słychać nas za granicą. Naprawdę źle nie jest.

Edukacja głupcze

Jeśli gdzieś trwa flauta to zdecydowanie na scenie konkursowej. Od kilku lat nie widać tu zmiany ku lepszemu, wręcz przeciwnie. Nie przybywa młodych wykonawców, zwłaszcza zainteresowanych tradycyjnym folkiem morskim, tradycyjnym instrumentarium. Wcale nie lepiej jest z tymi, którzy celują we współczesną piosenkę żeglarską. Brak nowych, młodych, ciekawych muzyków, wokalistów na scenie żeglarskiej to m.in. przyczyna likwidowania konkursów lub słaby poziom tych, które się jeszcze odbywają. Sytuację ratują często ci, którzy dawno już powinni grać regularne koncerty, ale z braku zaproszeń na festiwale, przyjmują zaproszenia do konkursu „ten ostatni raz” lub sami się zgłaszają by po prostu gdzieś grać lub zdobyć środki na wydanie płyty, choć z nagrodami też już nie tak bogato, jak kiedyś.

Na początku tworzenia się sceny żeglarskiej naturalną wylęgarnią wykonawców były obozy żeglarskie, zarówno te „cywilne” klubowe, jak i (a może zwłaszcza) harcerskie. Dziś takiej siły sprawczej, napędowej, scalającej tę scenę osobiście nie widzę. Kursy żeglarskie w większości wypadków skróciły się maksymalnie - nie ma czasu na wspólne śpiewanie, a harcerze wodni doskonale dają sobie radę bez sceny żeglarskiej, robiąc własne konkursy czy festiwale. Jeśli coś się dzieje to na zasadzie „każdy sobie”, niż w ramach jakiegoś większego porozumienia, idei, planu.

Nie ma też marynistycznego programu edukacyjnego dla młodzieży. Pozazdrościć możemy amerykańskiemu Mystic Seaport Museum, które z tradycyjnymi pieśniami morza trafia do szkół, organizując spotkania z szantymenami, historią żaglowców, zapraszając młodzież także do siebie na cykle warsztatów, których elementem m.in. jest śpiewanie szant przy pompach, kabestanie, linach na pokładzie prawdziwego żaglowca. U nas w temacie rzeczywiście flauta. Koncerty dla dzieci, kilka dziecięcych festiwali wiosny nie czynią, choć dają jakiś punkt zaczepienia.

Wracają warsztaty Shanties

Dlatego z nadzieją przyjąłem wieść o reaktywacji warsztatów przy festiwalu „Shanties”. W latach 1997-2002 były dobrą szkołą dla początkujących zespołów, o czym może świadczyć fakt, że wiele z nich do dziś z powodzeniem działa na scenie żeglarskiej (m.in. Klang, Banana Boat, Sąsiedzi, Stara Kuźnia, Yank Shippers, Orkiestra Samanta i jeszcze do niedawna Mordewind). Nic dziwnego, na warsztaty wstęp mieli najlepsi z najlepszych, ci wykonawcy, którzy wygrali jeden z festiwali nominujących do „Shanties” lub otrzymali specjalne zaproszenie organizatora - krakowskiej fundacji „Hals”. Udział w warsztatach był ważny, jeśli chciało się powalczyć w shantiesowym konkursie. Byłem uczestnikiem ostatniej edycji warsztatów i do dziś uważam, że sporo mi one dały (zwłaszcza zajęcia z pracy z akustykiem na scenie), to czego mi brakowało to zajęć z instrumentem.

Dla wielu, od edukacyjnego aspektu, ważniejszy był ich aspekt integracyjny. Uczestnicy warsztatów (a przynajmniej część z nich) po „Shanties” stawali się sporą konkursową rodziną. Jeździli razem na festiwale, wspierali się w trakcie występów, uczyli się od siebie nawzajem i dużo razem śpiewali. Część z zawiązanych tam przyjaźni przetrwała do dziś.

Do Rotundy

Reaktywację warsztatów szantowych zaplanowano na 7-11 listopada tego roku (jest jeszcze kilka miejsc!) i z konieczności będą one nieco inne od poprzednich. Po pierwsze, udział w nich może wziąć każdy, zarówno początkujący, jak i doświadczony już muzyk czy wokalista, zainteresowany działalnością na scenie żeglarskiej.

Cóż, od czegoś trzeba zacząć, skoro większość z festiwali kiedyś nominujących, nie organizuje już konkursów, to brak jest wykonawców, których na takie warsztaty można zaprosić. Po drugie, prowadzący (Mirosław Kowalewski, Zbigniew Murawski, Marek Szurawski - na niejednej żeglarskiej scenie zęby zjedli, Robert Kasprzycki uznany na scenie piosenki autorskiej, poetyckiej; Sonia Lachowolska - ma duże doświadczenie w nauczaniu śpiewu; Agnieszka Krajewska i Krzysztof Bobrowicz niejeden konkurs czy festiwal zorganizowali), to już nie tylko śpiewający żeglarze ze scenicznym doświadczeniem, ale osoby, które mają za sobą lata praktycznych działań w tworzeniu, wykonywaniu, organizowaniu muzyki żeglarskiej i zarabianiu na niej.

Mistrz tradycji

Cieszy mnie fakt, że wśród estradowców, piosenkarzy, znalazł się Marek Szurawski - jedyny dziś nasz szantymen z krwi i kości, który na dodatek prowadzi działalność edukacyjną w temacie „tradycyjny folk morski, dawny marynarski ceremoniał, kultura marynistyczna” (na moich warsztatach go nie było). Pamiętne występy z jego uczennicą, Aniką Mikołajko na ostatnich dwóch festiwalach „Shanties” (zdjęcie powyżej) pokazały dwie rzeczy. Po pierwsze, że chętni do nauki zawsze się znajdą, dwa, że repertuar, jak i instrumentarium tradycyjne (w tym wypadku kości) mogą być dla młodzieży atrakcyjne - zwłaszcza jeśli naucza Mistrz.

By nie było już „szantów”

Czy udział w warsztatach w Krakowie przełoży się na tworzenie się zespołów tradycyjnych? Nie wiem, ale nawet jeśli warsztatowicze nie zapałają miłością do szant, to przynajmniej będą potrafili je odróżnić od „szantów”, co już będzie dużym sukcesem - jak dla mnie.

Trzeba nam warsztatów, trzeba nam edukacji, trzeba nam projektu łączącego zarówno wiedzę techniczną (jak grać i śpiewać) z historyczną (co grać i śpiewać, i dlaczego właśnie to). Nie mamy tradycji w tworzeniu pieśni morza, ale znów mamy modę na żaglowce, pływa ich pod naszą banderą coraz więcej, wciąż rodzą się imprezy z muzyką morza w programie, a w wyższych szkołach morskich pojawiają się chóry, śpiewające także szanty.

Wiele jeszcze trzeba, by z edukacyjnej flauty przejść do szkwału, ale ważne by próbować.

Szczegóły na temat warsztatów  w Krakowie znajdziecie na stronie organizatora.

Komentarze

dodaj własny komentarz
  • Gość 23 września 2014, 11:23
    ROCZNIK 2002

    Na moim roczniku - 2002, w warsztatach udział wzieły zespoły:
    Prawy Ostry, Zespół o Wdzięcznej Nazwie, Press Gang, Passat, Kant, Sąsiedzi i Badziewie Blues Band (tych ostatnich na płycie warsztatowej nie ma, bo chyba nie byli w komplecie w dniu nagrań o ile pamiętam).

    Do dziś na scenie jako formacja działają tylko Sąsiedzi (z tamtego składu ostała się w Sąsiadach tylko Dominika Płonka, ja wówczas byłem członkiem grupy Passat).
    Z muzyków, których wtedy poznałem, na tyle na ile mi wiadomo, aktywni są nadal:
    Przemysław Maruchacz i Przemysław Burel (wtedy Prawy Ostry, dziś Aura Mesy, ten pierwszy jeszcze North Wind)
    Włodek "Trzeci" Dębski (wtedy BadziewieBB, później Trzeci Pokład, a dziś Perły i Łotry).
    Mariusz "Greting" Tracz (BBB) pogrywa sobie czasem na fletach w różnych składach w okolicach Krakowa. Ania Górecka (Passat) nadal w Bytomiu niesie słowo "szantowe" dzieciom i młodzieży, organizując festiwal "Wiosenne Szantowisko", Megi (Kant) do niedawna była zaangażowana w organizację festiwalu w Zgorzelcu.
    Raz, kilka lat temu, na festiwalu turystycznym YAPA w Łodzi, wpadłem na ekipę ZoWN.

    A jak tam pozostałe roczniki?

    Czy ta wypowiedź okazała się pomocna? Tak Nie
Zobacz więcej

Jesteś tutaj:

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter szantowy
Bądź na bieżąco, zapisz się na powiadomienia o nowych artykułach: