Gdy na przełomie lat 1996 i 1997 Tadek zaczął pojawiać się na festiwalach żeglarskich, środowisko szantowe, tak widzowie jak i wykonawcy, oniemiało z wrażenia. Trzydziestoparoletni, silnie umięśniony i nieogolony mężczyzna, w wojskowych spodniach w panterkę i zielonej koszulce bez rękawów, eksponującej ogromne bicepsy, bardziej przypominał weterana wojennego, niż artystę. Jedynie małe okulary w delikatnych, drucianych oprawkach oraz towarzystwo dziewczyny o anielskim głosie (Kasi Kaniowskiej), z którą występował w duecie, nakazywało nie poddawać się pierwszemu wrażeniu.
A do tego jeszcze ta jego gitara. Zmaltretowana i niemiłosiernie odrapana. Sprawiająca wrażenie jedynie rekwizytu. Nic się nie zgadzało. Wizerunkowa nonszalancja nie pozwalała wierzyć, że za moment staniemy się uczestnikami niebywałej dźwiękowej uczty. Jakże to było inne od dzisiejszego modelu kariery/lansu w show-biznesie, gdzie najpierw się staje w błysku fleszy na tzw. „ściance”, a dopiero potem ewentualnie jest sztuka. Tadek żył wyłącznie Muzyką i niewiele innych ziemskich spraw miało znaczenie.
Gdy zaczynał śpiewać zamieraliśmy z wrażenia. Powiedzieć, że jury przesłuchań w ciemno w popularnym talent show byłoby zdumione, to jak nie powiedzieć nic. Jakaż to siła sprawcza tchnęła w pierś młodego mężczyzny, magistra psychologii ze Śląska, tak wiarygodny głos mocno doświadczonego życiem starca-pieśniarza, gdzieś z przykurzonych, podłych barów z zachodniej Irlandii? Jakaż to siła powodowała, że zastygaliśmy w zauroczeniu słysząc Tadka akompaniującego sobie na ledwo zipiącej gitarze, która nie miała prawa grać czysto? A jednak grała.
Magia Tadka zdawała się wymykać wszelkim utartym normom i przyzwyczajeniom. Ku radości słuchaczy, którzy nie pamiętając, że jeszcze tak można, nieodmiennie wpadali w zachwyt i w tęsknotę za tym, co bezpowrotnie znika w czasach, gdy muzykę się głównie produkuje, a nie wykonuje.
Tadek nie tylko grał i śpiewał. Konstruował i rekonstruował też stare instrumenty. W jego domu trzeba było ostrożnie stąpać, bo co rusz natykało się, a to na lutnię, a to harfę gotycką, czy w końcu .... kwintarnię (sic!). Do dziś nie wiem, co to jest kwintarnia i chyba Google też nie wie. Wystarczy, że Tadek wiedział i że posługiwał się nią tak sprawnie, że dźwięki które z niej wydobywał poruszyłyby niejedno niewieście serce.
Tadek zauroczył mnie swoim występem po raz pierwszy w 1997 roku, bodajże na festiwalu w Tarnowie, na którym zresztą bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Nie miałem żadnych wątpliwości, że musi, a raczej, że to my, mój zespół, musimy z NIM zaśpiewać. Udało się, choć łatwo nie było. Tadek wchodząc do studia zapowiedział, że zaśpiewa dokładnie raz i nie ma mowy o żadnych powtórzeniach, cięciach i poprawkach. To dlatego na końcu nagrania, gdy wybrzmiewa jeszcze jego gitara słychać trzeszczenie krzesła, na którym siedział. Jakby chciał podkreślić, że to na żywo, a ten cały przemysł muzyczny to dla niego zbędna narośl na prawdziwej naturalnej sztuce. Kilka lat później nagranie trafiło na YouTube i do dziś można go posłuchać pod tym linkiem.
Udało się również po raz drugi, 10 lat później, w 2007 roku, kiedy realizowaliśmy z zespołem podsumowanie twórczości na 15-lecie grupy. Zaproszenie Tadka do udziału w tej płycie było dla nas czymś tak oczywistym, jakby przez te wszystkie lata był piątym członkiem zespołu. Znowu się udało i znowu na nienegocjowalnych zasadach Tadka. Dziś, wiele wskazuje na to, że są to dwa jedyne oficjalnie wydane nagrania z nim.
Tadek Bugiel pozostawił po sobie nieoficjalną, sześćdziesięciominutową kasetę magnetofonową „Stilon Gorzów”, pełną niezwykłej muzyki, którą nagrywał w swoim domu. Robił to amatorskimi metodami. Dlatego na niektórych ścieżkach słychać tykanie wahadła ogromnego drewnianego i przykurzonego zegara, który stał w pokoju, gdzie nagrywał.
Kilkanaście dni temu jego zegar się zatrzymał, ale pozostały nagrania, w których tykać będzie już po wsze czasy. A Tadek, mam nadzieję, przyśpiewuje już w niebie z Woody’m Guthrie'm, którego śladami podążał przez całe swoje ziemskie życie.
Cześć Twojej pamięci Tadziu ['] ['] [']
W 1993 r., w Konkursie Debiutów na KUBRYKU brał udział dwuosobowy zespół "Na Umrzyka Skrzyni" - czyli Tadek i Kasia. Przyznam, że byłem pod wielkim wrażeniem ich niezwykle stylowego występu. Jury też, czego efektem było przyznanie temu duetowi I miejsca. Nadmienię, że II miejsce w tym konkursie zajął dobrze zapowiadający się młody zespół "Perły i Łotry Shanghaju". Jest na ten temat wzmianka na stronach www.kubryk.szanty.pl
Nagrania z tego KUBRYKU ukazały się wkrótce na dwukasetowej składance "Kubryk '93", którą firmował AKŻ Łódź.
Ze względu na szczególną okoliczność i szczególny dzień postanowiłem odkopać nagrania "Na Umrzyka Skrzyni" sprzed 20 lat. Zamieściłem je na istniejącej już podstronie Refów
(www.czteryrefy.pl): Dyskografia>Nagrania okazjonalne i składanki>kasety>Kubryk '93-1.
Na stronie B znajdziemy 3 nagrania:
- Can of Grog
- Success to "The Alabama"
- Row On
Mimo jakości nagrań AD 1993, warto posłuchać i wspomnieć Tadka.
Ci, co go poznali na pewno będą go pamiętać.
[']
Jurek Rogacki