"Tratwa" zacumowała w Chorzowie

24 Festiwal Piosenki Żeglarskiej "Tratwa"
Relacje Michał Nowak 4 grudnia 2008
Perypetie katowickiego festiwalu „Tratwa” w ostatnich kilkunastu latach są dobrze znane środowisku szantowemu. Jedna z najstarszych (pierwsza edycja w 1983 r.!) i najbardziej zasłużonych imprez tego typu w Polsce od wejścia w nowe tysiąclecie przeżywała swoje wzloty i upadki, niestety z przewagą tych drugich. W 2003 i 2007 r. nie odbyła się w ogóle. W tym roku jednak nastąpiła ponowna reaktywacja.

Oczywiście, przeniesienie imprezy do Chorzowa i kolejna zmiana organizatora (nową „Tratwę” organizuje fundacja „Hals”) sprawiają, że można się zastanawiać nad kwestią ciągłości tradycji imprezy. Ze starego festiwalu pozostał już tylko Żeglarski Klub Morski w Katowicach, figurujący na plakacie jako współorganizator. Marka „Tratwa” wiele znaczy i wcale się nie dziwię „Halsowi”, że postanowił ją przejąć. Dla samej publiczności najważniejsze jest jednak to, że znów może cieszyć się występami ulubionych wykonawców.

Dostojny „Stary Port”

Festiwal był również okazją do wypromowania nowego przedsięwzięcia „Halsu”, czyli chorzowskiej tawerny „Stary Port”. Miejscowi szantymaniacy znają ją od paru miesięcy, wielu przyjezdnych miało okazję zobaczyć ją po raz pierwszy. Sympatyczny lokal, prowadzony sprawną ręką Basi Ciechanowskiej („Mrufy” – przyp. red.), jest już ważnym punktem szantowej Polski. Dodatkowym jego atutem jest położenie – blisko Chorzowskiego Centrum Kultury, gdzie odbył się główny koncert festiwalu.

Tenże koncert został „otoczony” paroma koncertami w „Starym Porcie” właśnie, i tak festiwal rozrósł się do czterech dni. W piątek miała miejsce premiera „Rolling Home”, debiutanckiej płyty Brasów nagranej z udziałem Pata Sheridana. Irlandzki szantymen na tę okazję kolejny raz przybył do Polski. Po koncercie sobotnim w tawernie zagrali Piotr Zadrożny i Paweł Orkisz z zespołem, w niedzielę – Passat i Happy Crew, festiwal zamknął poniedziałkowy koncert grupy Pchnąć w Tę Łódź Jeża.

Nowoczesne centrum kultury

Chorzowskie Centrum Kultury okazało się znakomitym obiektem na kameralny, ale wcale nie tak mały koncert główny festiwalu. Oddane do użytku w tym roku po remoncie, prezentuje się naprawdę dobrze. Dobra akustyka, sympatyczna atmosfera – jako pierwsi mogli z nimi zapoznać się wykonawcy konkursowi, oceniani przez jury w składzie: Paweł Aleksanderek, Wojciech Harmansa, Maciej Jędrzejko, Agnieszka Krajewska, Janusz Olszówka.

Jakiś czas temu obawiałem się, że po „awansie” z grona zespołów konkursowych takich grup jak Betty Blue, Morże Być czy wcześniej Pchnąć w Tę Łódź Jeża, zmagania tzw. amatorów staną się mniej ciekawe. Pustka jednak szybko się wypełniła, a laury zaczynają zdobywać grupy wcześniej niedoceniane. I to przede wszystkim dzięki swoim postępom, a nie braku tego czy innego rywala.

W pierwszym rzędzie mowa tu o Indygo, dla wielu niespodziewanym zwycięzcy konkursu „Tratwy”. Tym razem do perfekcji wokalnej, z której zespół był znany już wcześniej, doszedł znakomity repertuar. Dominika Płonka potrafiła wyszukać dla dziewczyn z Gliwic bardzo ciekawe, znakomicie dopasowane do ich możliwości, utwory. Wielkie wrażenie zrobił na mnie przede wszystkim transowy Jump, Isabel, Slide Water z repertuaru amerykańskich szantymenek z Johnson Girls. Ale też kolejny ich utwór Goodbye, Fare You Well, francuski Mon Pére Est Marchand de Noix (znany z wykonania Les Pirates), wreszcie przypomniany po latach Oddech morza (wiersz Bronisławy Ostrowskiej, śpiewany niegdyś przez Stanpo) wypadły świetnie. Można się zżymać na dziewczyny śpiewające szanty, ale wypada docenić za prezentowany poziom. Co też jury w pełni uczyniło.
oJ taM, czyli Justyna i Marek – w zasadzie bez zaskoczeń, czyli kolejne II miejsce na silnie obsadzonym konkursie. Ich coraz lepiej już znane utwory w tej sali zabrzmiały szczególnie wyraziście.
Do grupy Bez Paniki z początku nastawiony byłem niechętnie. Spowodował to podejrzany gdzieś urywek filmu z festiwalu „Keja”, na którym śląskie trio n-ty raz „katowało” Śmiałego harpunnika. Miło się jednak rozczarowałem! W autorskich utworach Bez Paniki prezentuje mnóstwo energii, ciekawe wokale (na zmianę Radek Stachurski i Jola Gacka), a przede wszystkim oryginalne kompozycje Radka, momentami nawet dość awangardowe, czasem skręcające w stronę folku. Całkowicie zasłużone miejsce „na pudle” (III nagroda) plus wyróżnienie „za wysoki poziom literacki tekstów” dla lidera zespołu.

Wytypowanie zwycięzców było niezwykle trudne i niewielu widzom udało się odgadnąć końcowy werdykt. Wielu stawiało na Szk-V na Drewutnię, kolejnych przedstawicieli „silesian sound”, którzy zaśpiewali trzy utwory bardzo znane i dwa „swoje” (Roll Down, ale inne niż „perłowe”, oraz W rodzinnym Dover). Uchem laika brzmiało to dobrze, ale widocznie jury „słyszało więcej”. Zasiadało w nim aż trzech znakomitych przedstawicieli tego stylu, więc o pomyłce nie może być mowy.

Przyzwoite wrażenie wywarł właściwie każdy zespół konkursowy. DTKF Shanty nieco „spalił” Mobile Bay – decydując się na tak znany kawałek, trzeba być naprawdę biegłym w sztuce tradycyjnego śpiewu szantowego, dysponować solidnym lead vocalem i potężnym chórem, a tak... wyszło „bezpłciowo”. Happy Crew ciągle wprowadza do swych występów jakieś nowe elementy, czasem drobne, czasem nowy... instrument. Ostatnio odnoszę wrażenie, że zespół na nowo szuka swojego stylu. Portfolk z Ostrowca Świętokrzyskiego zagrał niby solidnie, ale jednak nieco sztampowo. Folku w tym stylu jest na pęczki – warto się bardziej wyróżniać. W wykonaniu Kapeli Fu-Fu nie od dziś najbardziej lubię utwór Płyniemy, autorstwa gitarzysty zespołu Krzysztofa Baliona. Nieciekawy Press-gang i śpiewana „według Jerzego Ozaista”, ocenzurowana W górę raz! raczej sukcesów w przyszłości nie przyniosą. Marcin Magdziar z kolei zdecydował się podążać trudnym losem solisty. Czasem jest to doceniane, czasem solista ginie „przytłoczony” bogactwem grania zespołowego.

Kulturalnie, kameralnie, ciekawie

W godzinie rozpoczęcia koncertu głównego sala ChCK była wypełniona po brzegi. Dobrze to wróży przyszłości reaktywowanej imprezy. Na widowni zasiadła Ewa Barańska, pierwsza szefowa „Tratwy”, z niemałym zdziwieniem przyjmując kilkakrotne fetowanie jej osoby przez prowadzących koncert oraz publiczność.

Sobotni wieczór należał do dziewięciu zespołów oraz zwycięzców konkursu. Organizatorzy zaprosili do Chorzowa zestaw dość „standardowy” – przede wszystkim artystów znanych, śląskich, bądź związanych z „Halsem” – choć nie tylko. Ilość wykonawców narzucała ramy czasowe ich występów, z reguły nie przekraczające pół godziny.

Zaczęły Stare Dzwony, co się raczej rzadko zdarza. Rzadko też ostatnio grają w pełnym składzie – w Chorzowie zabrakło Marka Szurawskiego. Wobec tego prym wiedli Andrzej Korycki i Jerzy Porębski, prezentując całą serię swoich piosenek żeglarskich i nieco w cieniu pozostawiając Ryszarda Muzaja. Po legendach piosenki żeglarskiej pojawił się zespół Passat. Miłe, kobiece głosy, sympatyczne melodie, ale całość jednak nie do końca w moim guście.

Flash Creep po raz pierwszy pokazał się na festiwalu w składzie z trójką przyjaciół. Piotr Ruszkowski to postać znana doskonale z Mechaników Shanty. Przypadło mu niełatwe zadanie zastąpienia na scenie Tomka Morozowskiego, z którego wywiązał się bardzo dobrze, choć jego gra nie jest dokładną kopią gry byłego mandolinisty FC. Nową postacią na scenie jest Cezary Sztendel, bardzo dobry gitarzysta bluesowy, który zdążył już kilka razy pokazać się z zespołem. Wprowadzenie gitary elektrycznej to dość odważne posunięcie, ale wydaje mi się, że Czarek gra dokładnie „tyle, ile trzeba”, przez co muzyka zespołu nie traci dotychczasowego charakteru. Paweł Hutny, były już członek Drake, pozostaje ze swym banjo raczej w tle, udanie dopełniając na nowo tworzoną dźwiękową mozaikę.

Nie ukrywam, że z zaciekawieniem czekałem na występ Piotra Zadrożnego i Pawła Orkisza z zespołem. Nieczęsto się ich słyszy na scenach szantowych. Piotr Zadrożny ze względu na obowiązki zawodowe rzadko pokazuje się poza Krakowem. Paweł Orkisz przynależy właściwie do kręgu piosenki studenckiej i turystycznej, zaś żeglarzom znany jest dzięki swojemu wielkiemu przebojowi Przechyły. Oczywiście nie mogło go na tym koncercie zabraknąć. Towarzyszyły mu m.in. Marco Polo da Polonia i Ląd to ląd, a także znana ballada Piotra Zadrożnego Gdy zabraknie mi żagli. Co ciekawe, publiczność zgotowała krakowskim artystom jedną z największych owacji na tym festiwalu. Czyli to, co mniej znane, również może się podobać.

Krótka przerwa, czas na wymianę pierwszych wrażeń w kuluarach. Po niej ogłoszenie wyników konkursu i krótki koncert laureatów. Następnie na scenę weszli „miejscowi” (coraz mniej wprawdzie, odkąd Kasia i Tomek Kaniowscy przeprowadzili się do Rudy Śląskiej), czyli grupa Pchnąć w Tę Łódź Jeża. Chyba najlepiej brzmiąca właśnie w takich salach. Po finezji wokalno-instrumentalnej Jeży przyszedł czas na zabawę z Banana Boat. Najbardziej klasycznie tego wieczoru zabrzmiały Brasy, które zaprosiły do wspólnego śpiewania Pata Sheridana. Nie tylko Come Down You Roses zabrzmiała fantastycznie. Mam nadzieję, że zespół Irka Herisza będzie zdobywać szybko kolejne przyczółki wszędzie tam, gdzie są miłośnicy tradycyjnej muzyki morza.

Ryczące Dwudziestki to grupa dla „Tratwy” szczególna, a dla nich samych to wyjątkowy festiwal. Tu debiutowali, tu przez lata pełnili obowiązki gospodarzy, tu przychodzą ich wierni sympatycy. No i chyba się nie zawiedli. Obok sztandarowych pieśni RO20 mogli bowiem usłyszeć rarytas – Janusza Olszówkę grającego na fortepianie w North-West Passage.

Zamykająca festiwal Orkiestra Samanta zagrała jak zwykle z energią i bogatym... ruchem scenicznym, choć dla przerzedzonej nieco widowni – część wyszła wcześniej, by zdążyć na ostatnie autobusy i tramwaje. Oczywiście inna część bezpośrednio po koncercie udała się do „Starego Portu”.

Nowa „Tratwa” wypadła zatem bardzo udanie. Warto podkreślić ciekawy i stojący na wysokim poziomie konkurs, solidny zestaw wykonawców w koncercie głównym, bogaty wybór koncertów tawernianych. Świetna sala Chorzowskiego Centrum Kultury, położony w pobliżu „Stary Port”, sprawdzony organizator czy wreszcie lokalizacja w śląskim eldorado szant dobrze wróżą przyszłości imprezy. Oby tylko co roku nie brakowało świeżych pomysłów.

 

24 Festiwal Piosenki Żeglarskiej „Tratwa”, 7-10.11.2008 r., Chorzów

Komentarze

dodaj własny komentarz
Jeszcze nie skomentowano tego artykułu.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter szantowy
Bądź na bieżąco, zapisz się na powiadomienia o nowych artykułach: