Royal National Lifeboat Institution to jedna z najstarszych i największych organizacji ratownictwa wodnego na świecie, finansowana z datków społecznych. Od jej założenia w 1824 r. załogi łodzi ratunkowych z flagą RNLI wyrwały z rąk morskiego żywiołu ponad 140 tysięcy istnień. Życie oddało ponad 600 ratowników. Czasem całe załogi – jak w przypadku „Solomona Browne'a”.
„Był pięćdziesiąty dziewiąty rok, pamiętam ten grudniowy dzień…”. Wszyscy to znamy. Grudzień, łódź ratownicza, katastrofa. W naszym polskim środowisku żeglarskim, a być może nawet folkowym, jednoznacznie kojarzą się z tragiczną historią „Mony”.
Jej historię możecie przeczytać w artykule: „Prawdziwa historia Mony i nie tylko...”
Ale to u nas. Tam na wyspach „The Lifeboat Mona”, jak mówią Anglicy, miała wiele sióstr. I to nie katastrofa „Mony” była najgłośniejszą w historii brytyjskiego ratownictwa morskiego (RNLI). Dwadzieścia dwa lata po wydarzeniach u wybrzeży Szkocji w walce z rozszalałym morzem poległa także łódź ratownicza RNLB nr 954.
Była łodzią ratunkową klasy Watson (tak jak „Mona”) o długości 47 stóp. Zbudowana w 1960 roku, rozwijała całkiem zacną, jak na owe czasy, prędkość 9 węzłów. Została zakupiona za 35 tysięcy funtów do stacji ratownictwa Penlee w okolicach małej wioski Mousehole. I to z Mousehole pochodziła cała załoga „Solomona Browne'a”. Łódź podczas służby uratowała 98 ludzkich istnień. Ale, niestety, nadeszła pochmurna sobota 19 grudnia 1981 roku.
A Mousehole?
Mousehole było (no i jest) zwykłą małą rybacką wioską w Kornwalii, nieróżniącą się od innych. No, może trochę. Może więcej niż trochę. W końcu nie w każdej wiosce była stacja RNLI. A obecność stacji ratownictwa oznaczała, że praktycznie w każdej rodzinie był przynajmniej jeden ratownik. Cóż, populacja wioski nieznacznie przekraczała 500 osób, a załoga łodzi liczyła 8 ratowników plus załoga rezerwowa. Gen ratownictwa w Mousehole był chyba dziedziczny, nierzadko do załogi należeli i ojciec, i syn.
W grudniu 1981, jak co roku, Mousehole było rozświetlone dekoracjami świątecznymi. Wieś szykowała się do święta „Tom Bawcock's Eve”. Coroczny festiwal odbywa się 23 grudnia, aby uczcić legendę Mousehole, niezwykle dzielnego rybaka.
Tom Bawcock w XVI wieku, zimą, samotnie wyruszył w rozszalałe morze, by wrócić do wioski z sieciami pełnymi ryb. Uratował lokalną społeczność od nieuchronnej, zdawało się, śmierci głodowej. Podczas uroczystości na jego cześć wieś jest cała oświetlona, mieszkańcy paradują z ręcznie zrobionymi lampionami i wielkimi plackami. Tradycja mówi, że w sieciach z morza Tom przytargał 7 gatunków ryb, i by dać temu wyraz, z prawdziwego placka świątecznego powinno wyglądać siedem rybich głów (ile w tej historii jest prawdy – nie wiemy. I nie dociekajmy, legendy muszą być barwne).
W grudniu 1981 roku przygotowania do uroczystości przerwał sygnał alarmowy.
A było tak
„Union Star”, mały kabotażowiec, wypłynął 18 grudnia w swój dziewiczy rejs. Z ładunkiem nawozów płynął z Ijmuiden w Holandii do Arklow w Irlandii. Dowodził nim kapitan Morton. W załodze miał czterech mężczyzn. No i dostał od przełożonych zgodę na zabranie na pokład żony i dwóch córek – zbliżały się święta, których nie chciał spędzać sam. Niestety, już drugiego dnia podróży zaczęły się kłopoty. W kanale przyszedł bardzo silny, 12-stopniowy sztorm. Tuż po 18:00 kapitan zgłosił przez radio awarię silników. Straż przybrzeżna z Falmouth wysłała do akcji helikopter „Sea King” i postawiła w stan gotowości ratowników ze stacji Penlee. Do kabotażowca sunął przez fale również holownik „Noor Holland”. O 19:00 na „Union Star” nie działały już ani silniki, ani generatory prądu, statek pogrążył się w ciemnościach. Wiatr wiał z prędkością 90 węzłów, fale przekraczały 50 stóp. Holownik nie dał rady pomóc. Helikopter nie zdołał na pokład rozbujanego kabotażowca zrzucić liny, by podjąć załogę.
Do akcji wezwano „Solomona Browne'a”
I tak 19 grudnia 1981 r. o 20:12 „Solomon Browne” wyruszył do akcji. Warunki były niezwykle ciężkie. Postanowiono, że żadna z rodzin nie wyśle tego dnia w morze więcej niż jednego ratownika. Dowodził coxswain (to znacznie więcej niż sternik, ale nie kapitan, nie ma chyba dokładnego polskiego odpowiednika) William Richards. Czas przyspieszył. Kwadrans przed 21:00 „Solomon Browne” dotarł do „Union Star”. Helikopter podjął jeszcze jedną próbę zrzucenia, tym razem przedłużonej, liny. Nie powiodła się. Cała nadzieja była w łodzi ratowniczej. „Union Star” niebezpiecznie zbliżył się już do brzegu, skał i płytkiej wody. A warunki były coraz trudniejsze. Na tak rozkołysanym morzu prawie nie sposób było bez szwanku podejść do burty statku. „Solomon Browne” próbował ponad kwadrans. W końcu się udało. Po 21:00 Richards nadał wiadomość, że zdołał przechwycić cztery osoby. Załoga helikoptera obserwowała resztę zagrożonych, biegających w kamizelkach ratunkowych po pokładzie kabotażowca. Widzieli, że „Solomon Browne” ma coraz większe kłopoty, ale walczy. Widzieli jeszcze postacie skaczące z burty „Union Star” na łódź ratowniczą. Była 21:21… i to był ostatni raz, kiedy „Solomon Browne” był widziany przez załogę helikoptera. Później jeszcze zgromadzonym na brzegu obserwatorom mignął na grzbiecie wielkiej fali i zniknął.
Łodzi „Solomon Browne” bezskutecznie szukał na wodzie helikopter, poszukiwały ich trzy łodzie ratunkowe, ale na nic to się zdało. Następnego dnia o świcie został znaleziony „Union Star”, leżał na burcie na skałach w okolicy latarni Tater Du. Nieco później szczątki łodzi ratowniczej morze zaczęło wyrzucać na brzeg. Katastrofy nikt nie przeżył. Ciał poległych poszukiwano jeszcze do Nowego Roku. W akcji ratowniczej zginęli:
- coxwain William Trevelyan Richards
- mechanik James Madron
- asystent mechanika Nigel Brockman
- mechanik awaryjny John Blewett
- członek załogi Charles Greenhaugh
- członek załogi Kevin Smith
- członek załogi Barrie Torrie
- członek załogi Gary Wallis.
Dwanaścioro dzieci z Mousehole straciło ojców, każdy z wioski stracił kogoś bliskiego. Zamiast przygotowywać się do świąt, mieszkańcy wsi poszukiwali lub grzebali swoich najbliższych.
Oczywiście, gdy dwa lata później stacja dostała nową łódź ratowniczą – „Mabel Alice” – załoga ochotników już czekała w komplecie.
W polskim tłumaczeniu „Mony” Anna Peszkowska napisała: „wiem dobrze, że synowie ich też w morze pójdą, kiedy znów do oczu zajrzy komuś śmierć”. Jakże to prawdziwe – 10 lat po tragedii coxswainem nowej łodzi został Neil Brockman, syn poległego w akcji Nigela. W tragiczną noc, jako drugi członek rodziny, nie został wpuszczony na pokład „Solomona Browne'a”.
Ósemka najodważniejszych
Bohaterstwo załogi „Solomona Browne'a” stało się legendarne. Została symbolem bohaterstwa załóg RNLI. W akcji charytatywnej prowadzonej na Wyspach zebrano ponad 3 mln funtów na rzecz rodzin ofiar. Porucznik Russell Smith, pilot helikoptera „Sea Kong”, powiedział o ratownikach: „To była ósemka najodważniejszych mężczyzn, jakich w życiu widziałem (…). To był największy akt odwagi, jaki kiedykolwiek widziałem”.
W Mousehole 19 grudnia co roku o godz. 19:00 gasną na godzinę świąteczne dekoracje. A w Wielkiej Brytanii powstało, jak zauważyliście, wiele pieśni sławiących dzielnych ratowników. Oddajmy cześć ratownikom z „Solomona Browne'a”, słuchając jeszcze jednej z nich.
Sail-ho!
===========
Od redakcji: polecamy Wam inne historie Jarka związane z szantami, pieśniami morza i folk songami, których możecie posłuchać w podcastach z serii „Jarasaseasongi”, m.in. na Spotify.