Szanty pod Żurawiem
Ta dyskusja dotyczy artykułu "Szanty pod Żurawiem".
Wypowiedz się
-
Gość 2 lipca 2013, 10:57Trochę krótkie czasy występów. 35 minut dla chóru z "zajawkami" między szantami to jakieś nieporozumienie jest. Chłopaki dłużej będą się zjeżdżać niż stać na scenie. Howgh!Czy ta wypowiedź okazała się pomocna? Tak NieOdpowiedz
-
16 lipca 2013, 14:34To był mój pierwszy Żuraw. I prócz argumentu powyżej, bo raz, że kwestie dojazdu wykonawców (a już na pewno najbardziej dojeżdżających rzeszowskich Klangów), a dwa brak możliwości pełnego rozsmakowania się w klimatach wykonawców ze względu na krótkie występy, dodam jeszcze kwestie organizacyjne. Chociaż mam wielki szacun dla Michała Juszczakiewicza (taaa... echa przeszłości "Od przedszkola do Opola" teeż :D), to jednak organizacyjnie trochę obsuw było, zmiana kolejności wykonawców też (o ile dobrze pamiętam). Repertuarowo też wydaje mi się, że wykonawcy nie poszaleli lub po prostu... dostosowali repertuar do publiki, która była, że tak ujmę, w większości przypadkowa - przyokazyjna Baltic Sailowo.
Jak dla mnie brakowało klimatu, tego prawdziwie szantowo-żeglarskiego, choć impreza żeglarska. Dzięki bogom byli Zawiszacy <3 Nie wiem tylko, dlaczego ludzie mało co śpiewali :D ...bo chyba nie z powodu nagłośnienia, które z chłopakami nie poradziło sobie zbyt dobrze...
A i... Światła z czapy. Lub wykonawcy po prostu byli trupio-blado-niebiescy :/