Początek krakowskich "Shanties"

Wspomnienia komandora, dyrektora, organizatora
Relacje Jacek Reschke 15 lutego 2021
 Organizatorzy „Shanties 81” z laureatką „Shanties 87" Fot. Jacek Reschke
Szantami i piosenkami żeglarskimi zainteresowałem się pod koniec lat 70. Założyłem wtedy w Krakowie Harcerską Drużynę Wodną. Na rejsach i obozach żeglarskich śpiewaliśmy piosenki żeglarskie, ale znaliśmy ich niewiele. Nie było wtedy w Polsce żadnych nagrań z tego typu muzyką ani śpiewników z piosenkami żeglarskimi, więc nie mieliśmy jak poszerzać naszego repertuaru.

Aby dowiedzieć się, co śpiewają inni, postanowiłem zorganizować Harcerski Przegląd Piosenki Żeglarskiej. Pierwszy, bardzo lokalny, z udziałem tylko trzech wykonawców (wszyscy z Krakowa), odbył się w roku 1977, natomiast już na następny, w roku 1978, przyjechały do nas zespoły i wykonawcy drużyn wodnych z Bytomia, Krosna i Tarnowa.

Klub „Szkwał”

W roku 1980 wraz z grupą instruktorów harcerskich wodniaków założyliśmy w Krakowie Młodzieżowy Klub Morski „Szkwał”. W roku 1981 dołączyli do naszego klubu Gosia Leśniewska i Jurek Pawełczyk (Yogi). Byli poprzednio członkami Krakowskiego Yacht Klubu (KYC-u), ale postanowili przenieść się do nas, młodego, bardzo wtedy prężnie działającego klubu. I w sumie dopiero wtedy (nie było jeszcze internetu) dowiedziałem się od Yogiego, że dokładnie w tym samym czasie, kiedy ja organizowałem Harcerskie Przeglądy Piosenki Żeglarskiej w Krakowie, studenci organizowali swoje Studenckie Przeglądy Piosenki Żeglarskiej w Górkach Zachodnich. Jurek uczestniczył w jednym z nich i był nawet jego laureatem.

Dotarło do mnie wtedy, że szantami nie interesują się tylko harcerze, i wraz z Yogim postanowiliśmy zorganizować festiwal, na którym spotkają się miłośnicy i wykonawcy szant z wielu środowisk i z całego kraju. I tak doszło do zorganizowania Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Żeglarskiej „Shanties”, który odbył się w Krakowie w październiku 1981 roku.

Dyrektor reżyser

Nasz festiwal „Shanties” nigdy nie stałby się najbardziej znaczącym festiwalem w kraju oraz największym na świecie bez naszego przyjaciela Marka „Siurawy” Szurawskiego (w tamtych czasach Siurawskiego). I nie ma w tym żadnej przesady...

Marek był z nami już od pierwszego festiwalu „Shanties 81”. Jeszcze wtedy nie jako wykonawca, ale już jako juror. Udało nam się go jednak namówić, żeby zaśpiewał jedną piosenkę. Ciekawe, czy ktoś pamięta którą?

Na drugim festiwalu był już wykonawcą i prowadził koncerty, a od trzeciego, w okresie największego rozwoju „Shanties”, był jego dyrektorem programowym i reżyserem wszystkich koncertów. Wymyślał co roku nowe tematy festiwalu, nowe kategorie koncertów i nowe imprezy towarzyszące, a ja z Moniką (Monika Jarolim, obecnie Pękalska) staraliśmy się nadać temu wszystkiemu jakieś ramy organizacyjne.

Marek nie miał łatwego zadania. Nikt wtedy na świecie (nie mówiąc już o Polsce) nie organizował tak dużych szantowych festiwali, z tak różnorodną repertuarowo grupą wykonawców i z tysiącami widzów, więc z konieczności działaliśmy metodą prób i błędów, na każdym kolejnym festiwalu próbując czegoś nowego. Niektóre z naszych pomysłów się sprawdzały, inne nie, nie obeszło się też bez niepowodzeń.

Wpadki się zdarzały

Największą chyba moją i Marka wpadką był koncert laureatów w roku 1986 w hali Wisły. Nie przypuszczałem, że koncert okaże się klapą, chociaż początkowa idea była całkiem nośna. Marek wymyślił mianowicie, że koncert rozpocznie się występem zespołu folklorystycznego z Kaszub (Siurawa był wtedy zafascynowany szukaniem rodzimych elementów kultury morskiej). No i przyjechał do Krakowa kilkudziesięcioosobowy zespół w malowniczych strojach i z bogatym repertuarem. Mimo że Marek ustalił z kierownikiem zespołu, że Kaszubi otworzą koncert, śpiewając tylko trzy swoje piosenki, ten zdecydował, że skoro już są w Krakowie, to zaprezentują cały repertuar i będą śpiewać przez 45 minut. I nie było siły, żeby ich wygonić ze sceny! Znudzona, rozżalona publiczność, popłoch za kulisami... Później jakoś poszło, ale początek – klęska!

W Rozgłośni Harcerskiej 

Pamiętam, że każdy kolejny festiwal zaczynał się od narady wojennej. Parę miesięcy przed festiwalem przyjeżdżałem do Rozgłośni Harcerskiej w Warszawie, w której Siurawa pracował z Sikorem (Januszem Sikorskim), i przy obowiązkowej flaszeczce Wyborowej (jeszcze wtedy nie rumu) wymyślaliśmy, co by tu nowego na następnym festiwalu zrobić.

„Absolutnie największy na świecie”

Marek bardzo angażował się w organizację „Shanties”. Chciał stworzyć festiwal, który stałby się najważniejszą w kraju imprezą propagującą szanty i muzykę morza – i tak się stało! Bo za nami poszli inni. Promował nas w prasie, radiu i TV. Współprowadził Harcerskie Warsztaty Kultury Marynistycznej, podczas których uczył młodych wykonawców i zespoły (dla których największą motywacją było to, że wystąpią kiedyś na „Shanties” w Krakowie), jak śpiewać szanty.

To również dzięki Markowi staliśmy się imprezą międzynarodową. Po pierwszej wizycie Starych Dzwonów na festiwalu w Merseyside w Liverpoolu Marek w roku 1987 zaprosił w naszym imieniu do Krakowa Stana Hugilla i kilka zespołów szantowych z Anglii (o tej historii Siurawa opowiada w wywiadzie dla naszego Magazynu Miłośników Kultury Morza „Shantyman” pt. „Panował fajny entuzjazm” – przyp. red.), którzy po tym, co zobaczyli w Krakowie, jednogłośnie stwierdzili, że festiwal „Shanties” jest absolutnie największy na świecie! I wiadomość poszła w świat, w całą „szantową rodzinę”, w efekcie czego ambicją wielu zespołów zagranicznych stało się, by w Krakowie wystąpić.

Marek – po prostu dziękujemy! A dla mnie krakowskie „Shanties” stały się niezwykłym ubarwieniem i dopełnieniem całego późniejszego żeglarskiego życia. Mam je ciągle w sobie, wspominam i dziękuję losowi, że miałem szansę spotkać się i współdziałać z ludźmi, którzy ciągle wiele dla mnie znaczą.

Komentarze

dodaj własny komentarz
Jeszcze nie skomentowano tego artykułu.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter szantowy
Bądź na bieżąco, zapisz się na powiadomienia o nowych artykułach: