Sukces QŃcertowego Maratonu Serc

Wirtualny koncert charytatywny dla Andrzeja „Qni” Grzeli
Relacje Katarzyna Marcinkowska 8 stycznia 2021
Fot. Wirtualny Pub
Aż 10 godzin muzyki, 40 podmiotów wykonawczych, kilkuset widzów i przede wszystkim prawie 45 tysięcy złotych zebranych na rehabilitację Andrzeja „Qni” Grzeli. Koncert online pt. „Qńcertowy Maraton Serc – All Hands On Deck! Gramy dla Qni” zakończył się ogromnym sukcesem, który stanowi jeszcze jeden dowód solidarności polskiej sceny już nie tylko szantowo-żeglarskiej, ale szeroko folkowej.

Mocnym akcentem rozpoczęła nowy rok nasza scena szantowo-żeglarska. W sobotę 2 stycznia 2021 r. Wirtualny Pub zorganizował transmisję największego chyba w Polsce charytatywnego koncertu online. W około piętnastominutowych programach (w dużej części na żywo, w pozostałej – nagranych specjalnie na tę okazję) wystąpiła cała rzesza artystów reprezentujących szeroko rozumianą scenę folku morskiego (i nie tylko), czyli szant, ballady morskiej i piosenki żeglarskiej. Wszystko to, by wspomóc rehabilitację Andrzeja Grzeli, członka zespołu Ryczące Dwudziestki, który sześć lat temu podczas krakowskiego festiwalu Shanties przeszedł rozległy udar mózgu. Koncertom towarzyszyła zrzutka, z której środki zostaną w całości przekazane Fundacji JESZCZE DOPNĘ SWEGO w celu dalszej opieki nad Qnią i jego rehabilitacji.

Liczy się przede wszystkim serce

„Maraton” pokazał nie tylko ogromne serce „szantowego” (cudzysłów użyty celowo) środowiska, ale także jego różnorodność oraz inkluzywność. I tak obok siebie wystąpiły tu prawdziwe gwiazdy, na czele z Ryczącymi Dwudziestkami (ale też m.in. Marek Szurawski, Grzegorz „Gooroo” Tyszkiewicz, Waldemar Mieczkowski, Jacek Jakubowski, reprezentacja Zejmana i Garkumpla, Flash Creep, Klang, North Cape… nie sposób wymienić wszystkich, lista jest naprawdę długa), a także zespoły stosunkowo młode (jak zdobywcy 2. miejsca na festiwalu Szanta Claus na Cumach – Zrefowani). Obok znanych szerokiej publiczności profesjonalistów zagrali artyści lokalni, a nawet amatorzy (Jerzy „Shogun” Brzeziński czy Jarek Tomczyk), obok szant i piosenki żeglarskiej mogliśmy usłyszeć też folk (Carrantuohill, Gasta Mire). Pojawili się także wykonawcy rzadziej obecnie widywani – jak świetnie prezentujące się Qftry – a nawet projekt stworzony specjalnie na potrzeby tego wydarzenia. Mowa tu o Januarii, w której skład weszli m.in. członkowie takich legendarnych formacji jak Smugglers czy Krewni i Znajomi Królika – ze wspaniałą Beatą Bartelik przy mikrofonie. W sumie w „Maratonie” wystąpiło aż 111 osób – liczba zawrotna jak na jeden koncert (no może nie licząc koncertów, w których pojawia się Męski Chór Szantowy „Zawisza Czarny” – oni jednak trochę podnoszą statystyki). I co ciekawe, w ciągu ponad 10 godzin nie powtórzyła się ani jedna piosenka!

Jak się to wszystko zaczęło?

O narodzinach „Maratonu” opowiedział mi Przemek Lisek, koordynator i motor napędowy całego przedsięwzięcia (a także współprowadzący koncert – razem z Krzysztofem Kłosem). Wszystko zaczęło się gdzieś w listopadzie 2020 r. telefonem Romana Tkaczyka (w imieniny Andrzeja), który zaproponował organizację koncertu mikołajkowego na rzecz Qni. Wraz z Bartoszem Grabowskim (znanym jako autor tekstów piosenek Romana) mieli pomysł zebrania nagrań od kilkunastu artystów/zespołów i zmontowania ich w jeden program. Następnie projekt trafił do ekipy Wirtualnego Pubu, z którym Przemek w czasie wiosennego lockdownu zorganizował już niejeden koncert. Tam też powstała decyzja, że aby koncert był jak najbardziej atrakcyjny dla publiczności, przynajmniej część artystów powinna zagrać na żywo, a jedynie ci, którzy z różnych powodów nie są w stanie, nagrają swoje wystąpienia i prześlą je organizatorom do zmontowania. Lokalizacji nie trzeba było szukać długo – warszawskie Gniazdo Piratów już nieraz wspierało artystów „szantowych” swoją sceną, teraz także zgodziło się bez wahania. Arkadiusz „Kosmos” Wąsik wymyślił nazwę „Qńcertowy Maraton Serc”. I tak projekt zaczął nabierać życia, coraz bardziej się przy tym rozrastając, tak że ostateczny termin wydarzenia wypadł „nieco” później, niż zakładał pierwotny pomysł Romana, bo dopiero dzień po Nowym Roku.

„Dream team” w akcji

By móc wystąpić na żywo, do Gniazda Piratów przyjechali także artyści spoza Warszawy, a niektórzy z nich, jak Roman Tkaczyk, musieli w tym celu przebyć całkiem długą trasę. Druga spora grupa wykonawców zgromadziła się w Trójmieście i wtedy powstał pomysł, by zorganizować jeszcze jedno studio. Z pomocą znów przyszli koledzy-muzycy. Kamil Badzioch znalazł lokal – oliwski pub Paszcza Lwa. Krzysztof Janiszewski skontaktował się z kierownikiem Bazuny Markiem Skowronkiem, dzięki któremu pojawiła się ekipa realizatorska. Studio w Gnieździe Piratów oraz transmisję internetową organizowali zaś oczywiście członkowie Wirtualnego Pubu. I tak: realizacją całej transmisji, gromadzeniem nagrań, przełączaniem między koncertami na żywo (ze wszystkich lokalizacji) i nagraniami zajął się Rafał Turski, nagłośnieniem – Krzysztof Kłos, za marketing odpowiadała natomiast Jola „Skrzypaczka” Gacka. W sumie w dwóch studiach w obsługę techniczną zaangażowanych było osiem osób, a trzeba też pamiętać o tych, którzy pomagali artystom w realizacji nagrań zarejestrowanych wcześniej. Dobrych duchów za kulisami było jednak więcej, jak choćby Stowarzyszenie „Topory”, które dostarczyło do Gniazda profesjonalne kamery. Jak słyszałam, stworzył się z tego wszystkiego prawdziwy „dream team” – nikogo nie trzeba było pilnować czy poganiać, każdy wiedział, co ma robić. Dla mnie to kolejny dowód, że choć to środowisko, jak chyba każde, ma swoje napięcia i niesnaski, to jak mało które potrafi zorganizować się w imię wyższego celu.

Dwa studia, dziesiątki osób, jeden cel

Liczba artystów zainteresowanych udziałem w tym przedsięwzięciu szybko się powiększała. Przemek wspominał mi, że właściwie nikt z zaproszonych nie odmówił. Nawet ci z wykonawców, których zabrakło w ostatecznym składzie, nie znaleźli się tu tylko dlatego, że nie mogli w tak krótkim czasie zorganizować nagrania lub ponieważ zabrakło już wolnych miejsc w programie. Bo koncert, który był początkowo planowany na góra 4-5 godzin, rozciągnął się ponad dwukrotnie w stosunku do pierwotnych założeń – ostatecznie trwał od 14:00 do mniej więcej 00:30, gdy – jak najlepsze „mokre” festiwale – zakończyło go tradycyjne „Pożegnanie Liverpoolu”. Paradoksalnie, to pandemiczne obostrzenia, które wymusiły na artystach granie w sieci, umożliwiły coś, co byłoby niezwykle trudne, jeśli nie niemożliwe, do zrobienia w formie stacjonarnej. Technologia pozwoliła na przełączanie się pomiędzy dwoma odległymi lokalizacjami i przeplatanie ich nagraniami powstałymi zarówno w całej Polsce – czasem nawet w prywatnych mieszkaniach (np. G. Tyszkiewicz) – jak i za granicą (Jerzy „Shogun” Brzeziński grał ze Szkocji, a Arek Wlizło – aż z Kanady). Pozostaje mieć nadzieję, że możliwości kanału online będą wykorzystywane w równie ciekawy sposób także po zakończeniu pandemii.

Prawie jak WOŚP

Publiczność także dopisała – wystarczy zajrzeć na Facebooka wydarzenia (lub Wirtualnego Pubu): dwie części streamu zebrały w sumie ponad 4000 komentarzy i ponad 500 udostępnień. Z pewnością następowała wymiana widzów, bo nie wszyscy wytrwali przez całe 10 godzin, ale faktem jest, że w szczycie samą transmisję na Facebooku oglądało ok. 450 osób (a była jeszcze druga na YouTubie). A co najważniejsze, aż 600 osób dokonało wpłat na zrzutkę, co dowodzi, że faktycznie widzów musiało być znacznie więcej (stali bywalcy koncertów wirtualnych wiedzą, jak duży jest odsetek osób, które oglądają, ale nie wpłacają – z najróżniejszych powodów rzecz jasna). W chwili, gdy piszę te słowa, kwota datków sięgnęła 45 tys. zł, a to jeszcze nie koniec zbiórki. Zebrana kwota już teraz jest ponad dwukrotnie większa od tej przewidywanej przez organizatorów (pierwotnie ustalony cel wynosił 20 tys., a z tego, co wiem, zakładano, że zebrać uda się nawet mniej). A co ciekawe, pierwsze kilkanaście tysięcy pojawiło się na koncie zrzutki jeszcze przed rozpoczęciem koncertu. Podsumowując całe wydarzenie, jego koordynator i konferansjer Przemek Lisek powiedział „Chyba już wiem, jak mógł się czuć Owsiak, jak robił pierwszy WOŚP”. I sądząc po ogromie pracy, jaka musiała być włożona w ten projekt, żeby udał się tak doskonale, do tego jeszcze w tak krótkim czasie – myślę, że ma pełne prawo do tych słów.

Jak jeszcze można wesprzeć Qnię?

  • Zrzutka towarzysząca „Maratonowi” będzie działać jeszcze przez kilka dni, znajdziecie ją pod tym linkiem.
  • Wpłat można dokonywać także bezpośrednio na konto Fundacji JESZCZE DOPNĘ SWEGO. Szczegóły znajdują się na ich stronie oraz Facebooku.
  • W tym samym miejscu znajdziecie też informacje dotyczące przekazania 1% podatku dla Andrzeja.
  • W sklepie Fundacji Hals cały czas do nabycia jest płyta, z której sprzedaży wpływy przekazywane są na pomoc Andrzejowi.
  • Osobną inicjatywę rozpoczęły też Perły i Łotry (zespół nie mógł wystąpić w „Maratonie”, jednak zaznaczył swoją obecność, udostępniając do pokazania w jego trakcie teledysk do utworu „Each Must Die Someday” – wynik ich współpracy z L.B.ONE). Zespół utworzył zbiórkę na rzecz Andrzeja w serwisie Spotify, link do powiązanego z nią konta PayPal to: www.paypal.me/adamada1.
  • A gdybyście chcieli obejrzeć (lub przypomnieć sobie) „Qńcertowy Maraton Serc”, nagrania jeszcze przez pewien czas dostępne będą w wydarzeniu na Facebooku lub na YouTubie Wirtualnego Pubu.

 

Autor zdjęć zakulisowych z Gniazda Piratów: Przemysław Lisek, pozostałe pochodzą z transmisji koncertu.

 

„Qńcertowy Maraton Serc – All Hands On Deck! Gramy dla Qni”, 2.01.2021, Wirtualny Pub

Komentarze

dodaj własny komentarz
Jeszcze nie skomentowano tego artykułu.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter szantowy
Bądź na bieżąco, zapisz się na powiadomienia o nowych artykułach: