Perły i Łotry odkrywają nowe brzegi

Premiera CD "Distant Shores"
Recenzje Katarzyna Marcinkowska 21 czerwca 2021
Okładka Distant Shores Fot. Perły i Łotry

Długo wyczekiwana płyta Pereł i Łotrów swoją oficjalną premierę będzie miała 1 lipca. Jednak dzięki uprzejmości członków zespołu redakcja portalu Szanty24 mogła zapoznać się z nią już teraz. I spieszymy donieść, że jest na co czekać! „Distant Shores” to album ciekawy i różnorodny, na którym znalazła się niejedna perełka.

Już sam tytuł niesie moim zdaniem wiele znaczeń – „Distant Shores”, czyli „odległe brzegi”, to cytat z „My Mother Told Me”, największego hitu Pereł z ostatnich lat. Można go też jednak interpretować jako sygnał, że zespół nie zamierza tkwić na dobrze znanych sobie i nam wodach, tylko śmiało żeglować w świat i odkrywać nowe brzegi. Zupełnie jak wikingowie z wyżej wspomnianej pieśni. I choć nie mają broni innej niż sześć męskich głosów, Perły i Łotry też są gotowe do podbijania – serc słuchaczy.

T r a d y c j a   z   n o w o c z e s n o ś c i ą

Choć zespół jest na scenie (po wielu zmianach w składzie, ale jednak) już niemalże 30 (!) lat, nadal nie brakuje mu kreatywności. Dzięki współpracy z francuską gwiazdą muzyki dance L.B. One o Perłach i Łotrach zrobiło się w 2020 roku głośno nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie.

O historii dance’owego remiksu czytaj w artykule „O »My Mother Told Me« słów parę”.

Przyznam więc, że byłam ciekawa, ile tej „nowoczesności” znajdzie się na nadchodzącym albumie, a w jakim stopniu Perły pozostaną wierne tradycji. I trzeba powiedzieć, że połączenie tych dwóch nurtów wyszło zespołowi doskonale. „Distant Shores” to płyta różnorodna, mocno zakorzeniona w tradycji – zarówno szant i folku, jak i samego zespołu – ale też postępowa. Panowie nie boją się ryzykować, podejmować nowych, niespodziewanych kierunków, czego najlepszym przykładem jest zaproszenie do współpracy beatboxera. Domix, bo o nim mowa, zapewnił podkład do „Czasu” – utworu, który był już kiedyś w repertuarze Pereł, a teraz powraca w całkiem nowej odsłonie.

Więcej o beatboxowej przygodzie Adama Nawrota z czasów, kiedy był członkiem zespołu Happy Crew, znajdziesz w artykule „Szanty z beat-boxem”.

To eksperyment, który może zaskoczyć tradycjonalistów, ale moim zdaniem wyszedł świetnie i wierzę, że każdy ortodoks też się do tego wykonania przekona. Nieco trudniej może być z piosenką znajdującą się na końcu, czyli elektronicznym, klubowym remiksem „My Mother Told Me” autorstwa 2ContexX. Ale muszę przyznać, że choć fanką gatunku nie jestem, to jest to na tyle dobrze zrobione, że nie pomijam. W gruncie rzeczy słucha mi się tego lepiej niż bardziej znanego remiksu zrobionego przez L.B. One.

M o r z e   i n s p i r a c j i

Na „Distant Shores” zespół czerpie z wielu różnych tradycji. Najwięcej tu tej Skandynawii – wydaje się, że z sukcesem „My Mother Told Me” Perły i Łotry odkryły nową niszę, którą teraz z powodzeniem wypełniają. I bardzo dobrze, bo pieśni rodem z krainy wikingów doskonale im wychodzą. A zatem oprócz „My Mother Told Me” mamy tu „Each Must Die Someday”, również pochodzącą ze średniowiecznej skandynawskiej sagi, „Villeman Og Manhild”, czyli skandynawską piosenkę ludową, a także „Ronja's Lullaby” – kołysankę Ronji, córki zbójnika z książki Astrid Lindgren, przetłumaczoną ze szwedzkiego na angielski przez Pawła Jędrzejkę (Banana Boat). Ale prócz zimnej Skandynawii Perły zabierają nas również na przykład do Nowej Zelandii – za sprawą bardzo ostatnio popularnego „Wellermana”.

Czytaj o tej pieśni w artykule „Najbardziej znana pieśń wielorybnicza”.

Popłyniemy też do Teksasu (za sprawą „Old Hannah”) czy Nowej Fundlandii (skąd pochodzi „River Driver”). Ta ostatnia piosenka zaaranżowana została na jazzowo, z akompaniamentem fortepianu. Bo Perły i Łotry inspirują się nie tylko różnymi tradycjami, ale też i gatunkami. Obok jazzu pojawia się też na przykład gospel („Old Hannah”), a z kolei melodia „Czasu” zaczerpnięta została z piosenki religijnej „Awesome God” Michaela Smitha. Nie mogło też oczywiście zabraknąć starej dobrej szanty, której przedstawicielem jest tu znana już dobrze z koncertów „Donkey Riding”.

Zespół nie zapomina też o bliższej historii – zarówno swojej własnej, jak i polskiej sceny folku morskiego. Na płycie pojawiają się na przykład „Cape Horn” Marka Razowskiego (jeden z założycieli zespołu) oraz piosenka „Dał ci życie Pan” (autorstwa Marty Śliwy) w nagraniu z 2003 r., śpiewana przez Wojciecha Paluszkiewicza (również eks-Perła… albo może eks-Łotr?). Bardzo przyjemnym zaskoczeniem było dla mnie umieszczenie na nowym albumie piosenki „Groenland” (melodia „Off to Sea Once More” z polskim tekstem Jarosława Zajączkowskiego). To jeden z moich ulubionych utworów z repertuaru Krewnych i Znajomych Królika, a w wykonaniu Pereł i Łotrów również słucha się go bardzo przyjemnie.

Kto czytał moje poprzednie artykuły, ten wie, że uwielbiam zanurzać się w historiach, jakie kryją się za tekstami piosenek. Tutaj miałam bardzo ułatwione zadanie, bo każda piosenka jest opatrzona komentarzem w dołączonej do płyty okładce-książeczce. Bardzo mi się taki zabieg podoba. Do tego prócz klasycznej informacji „kto, co i gdzie” mamy tu też krótkie, humorystyczne opisy członków zespołu, doskonale pokazujące, że panowie mają do siebie spory dystans.

G o ś c i e,   g o ś c i e

Obecnie Perły i Łotry to przede wszystkim śpiew a capella i takie właśnie wykonania dominują na najnowszej płycie. Mimo to na „Distant Shores” możemy usłyszeć także kilka dźwięków innych niż ludzki głos. I nie mówię tu tylko o wstawkach takich jak odgłos maszyny parowej na początku „Donkey Riding”, szczęk mieczy w „Villeman Og Manhild” czy pojawiające się gdzieś w tle szum fal i dźwięki burzy. Mamy tu też kilkoro ciekawych gości, którzy dołożyli na „Distant Shores” partie instrumentalne. Oprócz wyżej wspomnianego fortepianu, na którym zagrał Adam Saczka (również dawny członek zespołu), pojawiają się tu także dudy (Jan Gałczewski, znany folkfanom z Beltaine) w piosence „Villeman Og Manhild”, gitara oraz low whistle w „Groeanland” (odpowiednio Michał Palka – kolejna eks-Perła – i znany z Formacji Tomasz Hałuszkiewicz), a także kości Anniki Mikołajko i nyckelharpa Zbyszka Murawskiego w „Wellermanie”. Ważnym „gościem”, choć może bardziej zakulisowym, jest też Paweł Jędrzejko, który wsparł zespół translatorsko w przypadku wspomnianej „Ronja’s Lullaby” oraz w „Cape Breton Lullaby”. Jest także autorem części tekstu oraz jednym z wykonawców specjalnej wersji przeboju Ryczących Dwudziestek „Few Days”, stworzonej specjalnie dla frontmana tego zespołu, Qni, która miała swoją premierę kilka miesięcy temu na Shanties. O bardzo dobrą jakość nagrań na „Distant Shores” zadbał natomiast Łukasz Drzewiecki (Ryczące Dwudziestki).

Moim zdaniem „Distant Shores” to naprawdę interesująca płyta, która może spodobać się zarówno fanom tradycji morskiej, jak i osobom na co dzień szant i folku morskiego niesłuchającym. Gdybym musiała wybrać, które utwory spodobały najbardziej – co jest niesamowicie trudnym zadaniem przy tak różnorodnym albumie – postawiłabym chyba na „Ronja’s Lullaby” (podbiła moje serce już w dniu premiery i nadal trzyma się na tej pozycji), „Czas” (a jeszcze parę dni temu nie pomyślałabym, że tak do mnie trafi beatbox) oraz „River Driver”. Przypuszczam jednak, że jeśli spytacie mnie o to samo za tydzień lub dwa, moje typy będą już inne, ponieważ za każdym nowym przesłuchaniem odkrywam na „Distant Shores” coś ciekawego. Ale jednego jestem pewna – „Wrak” może stać się koncertowym hitem śpiewanym przez całą publikę jak teraz „Sola, makrela, śledź” czy „Burza”. Tej piosenki po prostu nie sposób wybić z głowy...

Komentarze

dodaj własny komentarz
Jeszcze nie skomentowano tego artykułu.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter szantowy
Bądź na bieżąco, zapisz się na powiadomienia o nowych artykułach: