Płyńmy tam, gdzie Kuba

czyli „Szantowa geografia” w Wieczorze Wybrzeża
Felietony Marek Szurawski 1 września 2020
Szantowa geografia Fot. Wieczór Wybrzeża
W latach 70 ub.w., w nieistniejącym już Wieczorze Wybrzeża miałem swoją rubrykę, w której publikowałem swoje opowieści o szantach, kliprach, morskim ceremoniale. Dołączałem do nich teksty i nuty szant. Dzięki dwóm pasjonatom do redakcji Szanty24 trafiły niedawno skany tamtych stron. Będziemy Wam je tu przypominać. Na start „Szantowa geografia” i „Płyńmy tam, gdzie Kuba”.

Apogeum rozwoju szant przypada na epokę kliprów i windjammerów, na czasy wielkich żagli i małych załóg na pokładzie. Wiek XIX, a zwłaszcza lata 1820-1880 to jedyny i niepowtarzalny okres w historii żeglugi. Wiele się wtedy na morzu działo. Rejsy bawełniane i herbaciane z Australii i Chin, atlantyckie szlaki emigrantów do obu Ameryk, droga poszukiwaczy złota wokół Hornu do Kalifornii i Australii, szlaki „saletrowe” z Ameryki Południowej, to najbardziej spektakularne przykłady tras wielkich żaglowców, ale trzeba pamiętać, że w owych latach statki żaglowe pływały po wszystkich morzach i oceanach.

Ówczesny żeglarz – Marynarz Jan, Jean Matelot, Sailor John – zaglądał do wszystkich zakątków świata. Może dlatego w szantach spotyka się tyle geografii, a opowieści z życia na pokładzie i w porcie, ujęte w szantową fabułę, są tak pasjonujące. Gęsta sieć szlaków morskich, łączących tak wiele rozmaitych portów świata była również niewątpliwym powodem tak różnorodnych rytmów i motywów muzycznych, jakie słyszy się w szantach. W szantach rzeczywiście brzmi muzyka świata.

Jak, na czym i gdzie pływał marynarz tamtego czasu?

Dwa fakty z historii zaważyły na burzliwym rozwoju żeglugi tego okresu. Złamanie monopolu angielskiej Kompanii Wschodnio-Indyjskiej na handel z Indiami i Chinami otwarło dla wszystkich przedsiębiorczych wrota Orientu, a obalenie cromwellowskich Aktów Nawigacyjnych w 1849 r. przyspieszyło rozwój swobodnego handlu i zwielokrotniło tonaż floty handlowej świata, której zalążki tworzyły się tuż po zakończeniu wojen napoleońskich i wojny amerykańsko-angielskiej w 1812 r.

Tak więc pierwsze „pocket ships”, szybkie, regularnie kursujące statki pocztowe, które przewoziły również emigrantów na drugą stronę Atlantyku, dały początek słynnym liniom żeglugowym jak Black Ball Line, Black Cross Line, Swallow-tail Line, White Diamond Line i in. Nad statkami tych linii powiewały flagi armatorów, statki nazywano według swoistego sytemu i wszystkie wchodziły według sztywnego rozkładu jazdy, zawsze do tych samych portów.

Wcześniej – z wyjątkiem wspomnianej Kompanii Wschodnio-Indyjskiej – dominował w żegludze światowej tramping. Statki zachodziły tam, gdzie czekał ładunek, właścicielem był na ogół jeden człowiek, często sam kapitan. Niektóre z tych trampów zmieniały banderę na czarną lub imały się przewozu niewolników, jeśli żądza zysku była większą niż obawa przed prawem lub wyrzutami sumienia.

Później nastąpiła era kliprów, przewozu opium i herbaty, i słynnych regat z portów Foochow, Kantonu, Makao, Whampoa, Hong Kongu i Szanghaju, wreszcie regat kliprów bawełnianych z Australii.

Kalifornijska gorączka złota w 1848 r. stworzyła oprócz pokracznych, cieknących pływadeł niegodnych miana statku, najpiękniejsze żaglowce na świecie. Ale załogi kliprów i windjammerów – bo o nich mowa – tworzyli łajdacy i opryszki z nowojorskich więzień, szumowiny z rynsztoków Bowery* i zdeprawowani bywalcy tawern Ulicy Nabrzeżnej (taka ulica znajdowała się zawsze w każdej dzielnicy portowej świata) – myślę oczywiście o statkach amerykańskich. Oficerami na tych żaglowcach byli „bucko-mates” – ludzie niesłychanie brutalni, podobnie jak ich kapitanowie z piekła rodem – „hell-fire masters”.

To właśnie ci ludzie zapełniali spelunki Barbary Coast w San Francisco, a brak załóg na ich pokładach zrodził haniebny proceder „szanghajingu”.

U zachodnich brzegów Ameryki Południowej krążyły statki zajmujące się przewozem guana i saletry z portów peruwiańskich i chilijskich. To były duże żaglowce, ale w latach 70-tych era kliprów zbliżała się już ku końcowi. Klipry jeszcze walczyły – niektóre woziły niewolników pod banderą Brazylii, inne kulisów z Kantonu, Makao i Amoy do Chinchas i na Kubę, jeszcze inne kończyły żywot na australijskich szlakach.

W II połowie ub. wieku (XIX w. - przyp. red.) statki amerykańskie pływały głównie z drobnicą z Nowego Jorku lub Bostonu do „Frisco”, a stamtąd z ładunkiem zboża do Europy. Często woziły olej z Filadelfii do portów Dalekiego Wschodu, do Sajgonu, Kantonu, Szanghaju, Hong Kongu, do Kobe i Nagasaki, a wracały z ładunkiem konopii z Filipin lub pod balastem przez Pacyfik na Zachodnie Wybrzeże Stanów Zjednoczonych, znowu po zboże dla Europy. Żaglowce z Salem transportowały pieprz, wioząc konopie w drodze powrotnej z Sulu, Mindanao i Panay. Statki na liniach wschodnich dostarczały węgiel z cieśniny Puget (Vancouver) do San Francisco. „Węgiel do Callao!” To prawie wojenny okrzyk w ostatnich dniach wielkich żagli. Węgiel ładowano również w Newcastle, w Nowej Południowej Walii i statki szły ku brzegom Peru z nadzieją na ładunek guana do portów Europy. W latach 70-tych ub. stulecia  (XIX w. - przyp. red.) równie uczęszczana linia węglowa wiodła z południowej Walii, z portów Newport, Cardiff i Talbot do Chile i Peru.

*) Główna ulica w dzielnicy portowej ówczesnego Nowego Jorku

 

PŁYŃMY TAM, GDZIE KUBA

tłum. Janusz Sikorski

 

1. Na Kubę gnać przyszła pora znów,

- Płyńmy tam, gdzie Kuba!

Na Kubę – chłopcy – płyńmy, szkoda słów.

- Gnajmy tam, gdzie Kuba!

2. Kapitan znowu nastawia szmat

Bryźnie nam woda na pokład i na kark

3. Oh, my God! Jak ten wiatr się wściekł

Płyńmy tam poprzez lód i poprzez śnieg

4. Dziewczynę znam – długą – dziewięć stóp

Jej biust leży w kuchni, gdy w pokoju leży brzuch

5. A małej bym chciał, która zna fandango

Okrągłej tak jak melon i słodkiej tak jak mango

6. Na Kuby brzeg gnajmy chłopcy – hej!

Na Kuby brzeg od poranku aż po zmierzch

 

i tekst oryginalny:

 

RUNNING DOWN TO CUBA

 

To Cuba's coast we’re bound, me boys,

'Way, me boys, for Cuba!

To Cuba's coast, now don't make a noise,

Running down to Cuba.

'Way, me boys, for Cuba!

Running down to Cuba.

 

To Cuba's coast we’re bound away,

'Way, me boys, for Cuba!

To Cuba's coast at the break of day,

Running down to Cuba.

 

The captain he will trim the sails,

'Way, me boys, for Cuba!

Winging the water all over the rails,

Running down to Cuba.

 

Oh my Lord! How the wind do blow,

'Way, me boys, for Cuba!

Running south from the ice and snow,

Running down to Cuba.

 

Give me a gal who can dance fandango,

'Way, me boys, for Cuba!

Round as a melon but sweet as a mango,

Running down to Cuba.

 

Oh, I've got a gal who’s nine feet tall,

'Way, me boys, for Cuba!

She sleeps in the kitchen with her feet in the hall,

Running down to Cuba.

 

I’ve got a girl in Valapo

Way, me boys, for Cuba!

So it’s round Cape Horn I have to go

Running down to Cuba.

 

Load the sugar and homeward go,

'Way, me boys, for Cuba!

Mister Mate, he told me so,

Running down to Cuba.

 

A tu z trochę innym tekstem. Cóż szanty żyły swoim życiem i każda miała kilka wersji.


PS.
Dzięki uprzejmości Redakcji Wieczoru Wybrzeża i zachęty, aby kontynuować ten cykl, rodził się materiał do mojej książki „Szanty i Szantymeni” (kolejne wydanie poprawione i poszerzone niedługo), audycje „Kliper siedmiu mórz”, a potem „Razem bracia do lin!” i „Muzyka mórz i oceanów” (po śmierci Janusza Sikorskiego). Nie mówiąc o programie warsztatów marynistycznych w ówczesnym CWM-ie w Gdyni (lata 80-te ub.w.). Także dziś tamte artykuły i współpraca z zespołem Wieczoru Wybrzeża nie pozostają bez wpływu na moje ostatnie pomysły, jak wystawa „Way, hey, holly!” z rysunkami Stana Hugilla ilustrującymi pracę na dawnym pokładzie przy szantowym zaśpiewie, come back warsztatów marynistycznych (tym razem u mnie w Lublinie) czy „Szantowe opowieści”. Więcej informacji znajdziecie na www.eccehopmo21.com i na profilu fejsbukowym Marek Szurawski Muzyka Mórz i Oceanów.

PS. 2
Redakcja Szanty24.pl dziękuje Marcinowi Koniecznemu za udostępnienie swojego archiwum artykułów Siurawy w Wieczorze Wybrzeża

Komentarze

dodaj własny komentarz
Jeszcze nie skomentowano tego artykułu.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter szantowy
Bądź na bieżąco, zapisz się na powiadomienia o nowych artykułach: