Debiut płytowy Marty Kani

„Piosenki wodą pisane” - recenzja
Recenzje Katarzyna Marcinkowska 22 kwietnia 2021
 Marta Kania – Piosenki wodą pisane Fot. Press
Martę Kanię po raz pierwszy usłyszałam w 2019 r. na białostockiej Kopyści (zajęła wtedy 3. miejsce). Skromna, chyba jeszcze trochę niepewna siebie dziewczyna w czerwonej spódnicy kiedy zaczęła śpiewać, oczarowała nas wszystkich. Już wtedy wiedziałam, że kupię jej płytę. I mam! „Piosenki wodą pisane”, które ukazały się niedawno, nie zawiodły oczekiwań. Wprost przeciwnie.

Moją pierwszą refleksją po przesłuchaniu całego albumu jest ta, że Marta Kania po prostu umie pisać piosenki, obok których nie sposób przejść obojętnie. Wszystkie są o czymś, opowiadają jakąś historię, coś nam przekazują, a w związku z tym – zapadają w pamięć. Już dwa lata temu wystarczył tylko ten jeden krótki występ konkursowy, bym przez kolejne dni nuciła „Ostatni rejs”, który zresztą do dziś jest jednym z moich ulubionych utworów Marty. Drugą moją faworytką z tej płyty jest natomiast piosenka „O świcie”, zainspirowana samotnym rejsem Joanny Pajkowskiej dookoła świata.

„Piosenki wodą pisane” składają się w całości z autorskiego materiału, który mimo że związany z jednym tematem – wodą i żeglowaniem – jest niesamowicie różnorodny. Mamy tu i teksty mocno osobiste, oparte na przeżyciach autorki (jak wspomniany „Ostatni rejs” czy „Choroba lądowa”), i historie fikcyjne – ale wcale przez to nie mniej autentyczne („Legenda”, „Taki los”). Mamy różne rodzaje żeglowania – od rejsu na Karaiby po rodzime Mazury – i różne gatunki muzyczne – od „Bossa novy na dobry początek” po rytmy przywodzące na myśl tango w piosence „Powróćmy na jeziora”. Klimat całego albumu jest raczej spokojny, łagodny i refleksyjny, ale nie brak tu też utworów energiczniejszych. „Piosenki wodą pisane” pokazują zarówno wrażliwość, jak i siłę artystki. Końcówka płyty jest natomiast niezwykle wzruszająca – całość zamyka wspomniany już, nastrojowy „Ostatni rejs”, ale przed nim jest jeszcze jedna wyjątkowa piosenka: „Pożegnanie żeglarza”. To hołd złożony zmarłym osobowościom z żeglarsko-szantowego środowiska, na czele z Jerzym Rogackim (nie jest to powiedziane wprost, jednak koncertina wspomniana na początku i końcu utworu to dość wymowny symbol, nieprawdaż?).

Prawdę mówiąc, kiedy po raz pierwszy usłyszałam, że Marta zaczyna występować z zespołem, trochę się zmartwiłam, czy zawodowi muzycy jej nie „pożrą”, nie przytłoczą i czy nie zabiją tej naturalności i wrażliwości, którymi ujęła mnie podczas solowych występów. Ale już pierwszy koncert (choć niestety tylko online) w większym składzie upewnił mnie, że nie ma się czego obawiać. Panowie, którzy towarzyszą Marcie na płycie, grają świetnie, a przede wszystkim – mądrze. Takich muzyków należy doceniać, dlatego pozwólcie, że ich wymienię. Na silną ekipę gitarzystów na „Piosenkach wodą pisanych” składają się Damian Ciosek, Robert Mojrzesz, Łukasz Szymański oraz na basie Marek Komorowski. Za instrumenty perkusyjne odpowiada Michał Czachowski, za akordeon – Paweł Mazurkiewicz,  a whistle – Witold Kulczycki. Marcin Sidor czaruje skrzypcami, w chórkach zaś słyszymy doskonale znanego na scenie żeglarskiej Pawła Jędrzejkę (Banana Boat) oraz jedyną w tym zacnym towarzystwie (poza Martą rzecz jasna) panią – Katarzynę Zaniat.

Aranże są ciekawe, każdy instrument ma swoje chwile, w których może zabłysnąć, ale przy tym wokalistka zawsze pozostaje na pierwszym planie, tak że wszystko to składa się w spójną całość. Jestem pod wrażeniem tego, jak bardzo Marta rozwinęła się przez ten stosunkowo niedługi przecież czas. Już podczas zeszłorocznych koncertów było widać, jak stopniowo nabierała obycia scenicznego oraz pewności siebie – i bez wątpienia słychać to też na płycie. Rozkwitła, ale nie zatraciła ani trochę szczerości, bezpośredniości i naturalnego uroku, którymi oczarowała mnie za pierwszym razem. Cały czas niezmiennie z tym samym wdziękiem zaprasza nas słuchaczy do swego intymnego świata. Tu nie ma żadnej pozy czy sztuczności. Niezależnie od treści utworu oraz popisów instrumentalnych cały czas najważniejsze są tu autentyczna wrażliwość Marty i jej prawdziwe emocje.

Strona wizualna także zasługuje na pochwałę – płyta jest po prostu ładnie wydana. Bardzo mi się podoba ta niebiesko-biała kolorystyka, a Marta ślicznie wygląda na zdjęciach z okładki. Do albumu dołączona jest także książeczka, i to nie tylko z tekstami piosenek, ale też z akordami. Jeśli kiedykolwiek nauczę się lepiej grać, na pewno zrobię z niej użytek.

Parafrazując tekst otwierającej płytę piosenki, Marta Kania „wykorzystała wiatr i rozwinęła białe skrzydła”, czego serdecznie jej gratuluję! „Piosenki wodą pisane” to bardzo udany debiut, pozostaje tylko życzyć autorce, by mogła jak najszybciej wykonywać te utwory przed pełną widownią.

 

„Piosenki wodą pisane” – Marta Kania, 25.02.2021, Kraków
Serwis Szanty24.pl jest patronem medialnym wydawnictwa.

Komentarze

dodaj własny komentarz
Jeszcze nie skomentowano tego artykułu.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter szantowy
Bądź na bieżąco, zapisz się na powiadomienia o nowych artykułach: